niedziela, 21 kwietnia 2013

1. "Te pierogi są wspaniałe!"



   Koniec czerwca i takie upały. Na dodatek w Anglii. Zwariować można. Tu, w tym naszym malutkim Little Faringdon upał doskwierał jak nigdy wcześniej. Tym ciężej pracowało się na roli.
- Dużo mam jeszcze do ściany?! – próbowałam przekrzyczeć głośny silnik traktora, który parkowałam w stodole.
- Jedź, jedź! Dobra, jeszcze trochę… już! –zakomenderował mój tata.
   Otarłam pot z czoła i wyszłam z kabiny traktora, po drodze otwierając w nim okno. Oparłam się o oponę, wachlując się słomianym kapeluszem, który przed chwilą zdjęłam z głowy. Musiałam odsapnąć. Byłam wykończona, a dzień dopiero się zaczynał.
   Napiłam się wody, wzdychając ciężko.
- Kiedy będziemy ubijać koguta? – zapytałam, posyłając tacie pytające spojrzenie. Zajrzałam do kartonowych pudeł, gdzie kłębiły się małe, słodkie kurczątka. Wzięłam jednego na ręce, głaszcząc go delikatnie po łebku.
- Po południu. Te kurczęta musimy wypuścić na podwórko. Vanly, poradzisz sobie, czy mam ci pomóc? – odparł.
- Idź do chałupy, dam radę – poklepałam go po ramieniu, jednocześnie dając do zrozumienia, że ma się usunąć ze stodoły. Posłusznie skierował kroki w stronę domu.
   Ja w tym czasie weszłam do przyczepy i powyjmowałam z niej wszystkie kartony z kurczakami. Otworzyłam na rozcież drzwi prowadzące do tylnej części podwórka przeznaczonej dla kur. Po kolei otwierałam kartony tak, aby kurczaczki mogły się z nich wydostać i zaganiałam je we właściwą stronę.
- Skończone – odetchnęłam z ulgą, gdy zamknęłam ogromne, drewniane drzwi.
   Nagle usłyszałam czyjeś głosy i warkot samochodu. Od razu wiedziałam, że to nikt z tutejszych, bo wszyscy mają tu stare rzęchy, a ten brzmiał na niezłą furkę. Z ciekowości wyszłam ze stodoły, aby bliżej przypatrzeć się przybyszom.
   Pod naszą furtkę podjechał duży, czarny bus. Podeszłam i oparłam się o bramę, podczas gdy z samochodu wysiadło pięciu chłopaków w moim wieku.
- Ale dziwna okolica – powiedział jeden, rozglądając się uważnie dookoła.
- Nie podoba mi się tu – skrzywił się drugi.
- Mnie też. Ta krowa, co stała przy szosie dziwnie na mnie patrzyła – stwierdził trzeci.
- W jakie gówno nas Paul wpakował – westchnął czwarty.
- Yhym. I jak tu śmierdzi – dodał piąty. Parsknęłam śmiechem. Chyba dopiero teraz mnie zauważyli.
- Ty, patrz. Jakaś tutejsza – lokowaty zwrócił się do pasiastego, na co on zaczął mi się przyglądać.
- Rozumiem, że w waszym towarzystwie robię za dziwadło, ale mam takie dwa podstawowe pytania: kim i skąd jesteście? – przerwałam im wgapianie się we mnie.
- A więc jesteśmy… zaraz, to ty nas nie znasz? – zdziwił się brunet.
- Eem – pokręciłam głową. Założyłam ręce na piersiach i przygryzając dolną wargę czekałam na wyjaśnienia.
- Jesteśmy zespół One Direction – przedstawił ich wysoki, kraciasty szatyn. – Ja jestem Liam, ten w paski to Louis, loczek to Harry, brunet Zayn, a Niall to ten blondyn – skakałam po nich wzrokiem, podczas gdy niejaki Liam podszedł do mnie niepewnie i wyciągnął do mnie dłoń. Spojrzałam na niego, wytarłam brudne trochę ręce o moje ogrodniczki i uścisnęłam jego rękę, uśmiechając się przy tym.
- A ja jestem Vanilla, inaczej Vanly – powiedziałam. – Czuję, że coś nie za bardzo wam się tu podoba…
- Tu jest w ogóle zasięg? – zapytał Harry.
- Jest – uśmiechnęłam się do niego szeroko.
- A Internet?
Pokręciłam głową.
- O mój Boże! Co to za zadupie! – jęknął przeciągle.
- Można się przyzwyczaić – wzruszyłam ramionami. – To co zespół robi w naszej wsi?
- Nasz menager wysłał nas tutaj. Powiedział, że musimy odpocząć trochę od miejskiego życia – wyjaśnił blondyn. – Stwierdził, że może nauczymy się czegoś pożytecznego – dodał smętnie.
- I niby co tu jest takiego fajnego do roboty? – odezwał się po raz pierwszy ten pasiasty, Louis chyba.
- Fajnego to może niekoniecznie, ale roboty nie brakuje…  - westchnęłam ciężko. – Na ile tu przyjechaliście?
- Miesiąc. Bożeeee.
- A gdzie będziecie mieszkać?
- Jeśli Paul podał nam poprawny adres, to właśnie tutaj – wskazał palcem mój dom.
- U mnie? – uniosłam jedną brew do góry. Wzruszyli ramionami.
- No chyba…
- Chłopcy? To wy? – moja mama niespodziewanie pojawiła się obok mnie.
- Pani Spencer? – upewnił się Zayn, a gdy moja mama kiwnęła głową, wszyscy się wyszczerzyli.
- Mamo… czy ja o czymś nie wiem? – popatrzyłam na nią groźnie.
- Nie mówiłam ci? – zdziwiła się. – Chłopcy będą tu u nas mieszkać przez miesiąc. Mój znajomy jest ich menagerem, więc zaproponowałam, żeby tu do nas na trochę wpadli. Poza tym macie okazję, żeby się poznać. Kochani, Vanillka pokaże wam, jak się żyje na wsi. I poprowadź ich do pokoi – uśmiechnęła się do nich promiennie.
- Tak, tak – wywróciłam oczami. Ona wróciła do kuchni, gdzie użerała się z obiadem, a ja zwróciłam się do tych pięciu. – Zabierać manatki i idziemy do chałupy. Pokaże wam, gdzie będziecie spać, mogę też oprowadzić was po całej posesji – a gdy ochoczo kiwnęli głowami, ruszyłam w stronę mieszkania.
   Oprowadziłam ich po wszystkich pomieszczeniach w domu. Zostawili walizki w pokoju i poszliśmy na dwór.
- Tu jest ogród. Mój ogród, do którego nikt nie ma wstępu. NIKT. Czaicie? – niepewnie kiwnęli głowami, kiedy wskazałam na obrośniętą różami bramę za domem. – Tu jest szklarnia, ogródek warzywny mojej mamy… radzę wam niczego nie podeptać, bo pani Spencer będzie zła. Tu jest dosyć spory kawałek podwórka, gdzie możecie grać w piłkę czy coś takiego. Tam po obu stronach są bramki.
- Grasz? – zdziwił się Niall.
- Od małego – odparłam, kopiąc w bramkę leżącą obok piłkę. – Tam jest stodoła, obora, kurnik, chlew i wszystkie inne pomieszczenia gospodarcze. Mamy tu kury, koguty, króliki, krowy, koty, świnie, gęsi, kaczki, kozy i takie tam. Ten wjazd prowadzi na pole uprawne. Z przodu chałupy są kwiatki, jak już pewnie zdążyliście zauważyć. To tyle. Wszystko jasne?
- Yhym. A co będziemy tu robić? – spytał Zayn.
- Pomagać mi przy gospodarstwie, na roli, zażywać świeże powietrze, zwiedzać okolice, uprawiać różne sporty… do wyboru, do koloru. A i nie macie jakichś takich… mniej wyjściowych ubrań?
- My zawsze się tak ubieramy… no wiesz, gwiazdy… - wyjaśnił Harry.
- To teraz radzę wam przestać. Jeśli myślicie, że będziecie wszystko robić w rękawiczkach i trzymać się za noski to jesteście w sporym błędzie. Więc  myślę, że powinniście się przebrać. A teraz wybaczcie, idę nakarmić zwierzęta.
- Ja nie mam zamiaru się przebierać – rzucił twardo Louis.
- Twój wybór. Tylko, żeby nie było, że nie ostrzegałam – wzruszyłam ramionami i odwróciłam się na pięcie, zmierzając w stronę podwórka dla kur.
- Zaczekaj! – zawołał za mną ten tam, Liam chyba. – Możemy iść z tobą?
- Spoko – rzuciłam.
- Lou, nie idziesz? – usłyszałam Harry’ego.
- Nie.
   Doszliśmy do podwórka dla kur. Otworzyłam przed nimi drzwiczki, uprzednio nakazując uważać na gówienka. Rozsypałam trochę ziaren z beczki. Potem ruszyłam drugim wejściem do stodoły. Wzięłam stamtąd kupkę trawy i dałam kurom. Chłopcy cały czas mi się przyglądali. Uzupełniłam karmniki dla małych kurek i wlałam wody do garnka, żeby miały co pić.
   Pokierowaliśmy się teraz do kurnika. Wyjęłam z grządek wszystkie jajka, jakie tam znalazłam. Włożyłam je do słomianego kapelusza. Zamknęłam kurnik i położyłam kapelusz na młynku obok drabiny. Usiadłam na stołeczku i zaczęłam kroić ogórki dla królików i świń. Gdy skończyłam, chwyciłam wiaderko z nimi w środku. Nakarmiłam zwierzęta i pozamykałam klatki. Jednak na dłużej stanęłam przy ostatniej klatce białej królicy.
- Oho – mruknęłam do siebie.
- Co jest? – przestraszył się Liam.
- Spokojnie – uśmiechnęłam się od niego. – Widzicie ten puch? Oznacza, że królica będzie miała młode. Szykuje dla nich legowisko ze swojej sierści – wyjaśniłam.
- Ile trwa jej ciąża? – zapytał Zayn.
- Około miesiąca. Gdy będziecie wyjeżdżać, ona prawdopodobnie będzie przygotowywać się do porodu.
- Małe króliczki są słodkie – stwierdził Harry.
- Tak, ale nie od razu. Rodzą się łyse, ślepe i głuche. Sierść zaczyna wyrastać im po jakichś trzech dniach, a zdolność widzenia nabywają po dziesięciu – dwunastu dniach – powiedziałam, głaszcząc futrzaka po łebku.
- Skąd ty tyle wiesz? – spytał Niall.
- Wychowałam się tutaj. Takie zwierzęta towarzyszą mi przez całe życie – uśmiechnęłam się i zamknęłam klatkę.
   Nakarmiłam jeszcze kaczki i gęsi. Kotom postawiłam miseczkę mleka i resztki wczorajszych kotletów.
- Zostały mi jeszcze krowy – zakomunikowałam i chwyciłam wiadro na mleko. W drugiej ręce zaś trzymałam pęk zielska.
   Weszliśmy do obory dla krów. Dałam zwierzęciu trawę, a sama usiadłam, aby ją wydoić. Poszło mi szybko i sprawnie. Była dzisiaj grzeczna.
- Dobra krówka – poklepałam ją przyjaźnie po grzbiecie, na co zamuczała donośnie i ponowiła przeżuwanie zieleniny.
   Wstałam z krzesełka i wzięłam w rękę – swoją drogą trochę ciężkie – wiaderko. W drugą wcisnęłam sobie kapelusz z jajkami i poszłam w stronę domu.
- Pomóc ci? – zapytał Liam.
- Nie, dzięki. Poradzę sobie – uśmiechnęłam się.
   Po wejściu do chałupy zastałam moją mamę i Louisa śpiewających coś przy lepieniu pierogów*. Postawiłam wiaderko na stole, a jaja dałam jej, bo już im się kończyły.
- Jakie robicie? – zapytałam.
- Ruskie, na słodko i jeśli przywieziecie nam truskawki, to będą i truskawkowe – powiedziała moja uśmiechnięta mama. – Tylko potrzebujemy jeszcze jednego z was – wskazała na któregoś z chłopaków.
- A ja potrzebuję dwóch pracowitych – zakomunikowałam.
- Tak więc Niall idzie do pani, Zayn też może zostać, bo on raczej do pracowitych nie należy, a ja i Hazza idziemy z tobą – zdecydował Liam. – Tylko masz niczego nie wyżreć, Horan – ostrzegł blond przyjaciela. Ten kiwnął głową.
- To chodźcie, chłopaki – chwyciłam obu za nadgarstki, ciągnąc w stronę wyjścia.
   Gdy znaleźliśmy się na dworze, poszłam do stodoły. Jednak zatrzymałam się nagle.
- Chłopaki, ja naprawdę bardzo dobrze wam radzę, przebierzcie się. W traktorze się kurzy.
- Ale my nie umiemy jeździć traktorem! – jęknął Harry.
- Ale ja umiem. To idziecie? Poczekam na was.
   Posłusznie poszli się przebrać. Tym czasem ja otworzyłam duże drzwi do stodoły. Poprawiłam na głowie mój kapelusz i oparłam się o traktor. Po chwili wrócili, ubrani w jakieś stare koszule i podarte jeansy.
- Gotowi – uśmiechnął się Liam.
- To poczekajcie tu chwilę.
   Wdrapałam się do traktora. Uruchomiłam silnik i wyjechałam ze stodoły. Wyskoczyłam z dalej chodzącego urządzenia i odpięłam przyczepę, którą potem wciągnęłam z powrotem do budynku, nie korzystając z pomocy chłopaków. Przytaszczyłam skrzynkę i przypięłam ją do traktora. Wpuściłam do niej chłopaków, dałam im parę łubianek na truskawki i dwa stołki na czas jazdy dla nich. Zamknęłam dobrze skrzynkę i weszłam do kabiny. Ruszyliśmy.
- Ta dziewczyna mnie zadziwia – odezwałem się, kiedy siedzieliśmy w skrzynce w drodze do… bliżej nieokreślonego nam miejsca.
- Harry, zlituj się! Ona wciągnęła ogromny wóz do stodoły sama! Jedna, taka mini dziewczyna! Zwykle do tego potrzeba ze trzech, dobrze zbudowanych facetów! Boże, my we dwójkę musielibyśmy się sporo namęczyć! – jęknął Liam. Kiwnąłem głową.
- Ma siły tyle, co kobieca wersja Herkulesa – westchnąłem. – Chociaż nie. Ona JEST kobiecą wersją Herkulesa.
- Yhym. I jeszcze umie jeździć traktorem…
Nagle pojazd zatrzymał się. Z kabiny wysiadła Vanilla i włożyła na głowę słomiany kapelusz. Otrzepała z kurzu swoje ogrodniczki i podeszła bliżej. Otworzyła skrzynkę i wypuściła nas.
- Plan jest taki: będziemy rwać truskawki – poinformowała nas. – Weźcie sobie po łubiance i do roboty!
   Chwyciłem różową, a Liam czerwoną. Vanly wzięła białą i poprowadziła nas do grządek z truskawkami.
- Ja idę tym rządkiem – pokazała palcem na wspomniany obszar – a wy to już róbcie co chcecie.
   Kiwnęliśmy głowami i zabraliśmy się do pracy. Szło nam dosyć sprawnie, tak więc po niecałych dwudziestu minutach wszystkie trzy rządki zostały opróżnione z czerwonych owoców.
- Ale dobre – stwierdziłem, kiedy zdążyłem już opędzlować którąś z truskawek. Vanly uśmiechnęła się w odpowiedzi.
- Zbieramy się, kochani – powiedziała. – Wskakujcie do skrzynki.
- A mógłbym kiedyś przejechać się z tobą w kabinie? – zapytałem, robiąc słodką minkę.
- Nie wiem, czy byśmy się zmieścili, ale nie ma sprawy – puściła mi oczko.
- Masz prawo jazdy? – spytał Liam tak z innej beczki, kiedy byliśmy w drodze do traktora.
- Nie – zaśmiała się. – Traktorem jeżdżę od małego. Gdy pierwszy raz jechałam sama traktorem, miałam chyba jedenaście czy dwanaście lat.
- I ani razu się nie rozbiłaś? – zdziwiłem się.
- Raz, kiedy było duże błoto, wjechałam do rowu i nie mogłam wyjechać. Ale przyprowadziłam krowę, przywiązałam do traktora i kazałam jej iść. Najpierw nie chciała, ale jak ją przestraszyłam, to biegała jak szalona. Wydostała traktor. Zaparkowałam go gdzieś w bezpieczne miejsce i pojechałam na krowie do domu. Co prawda miała na mnie trochę focha, ale przekonałam ją jakimś ładnym zielskiem, które znalazłam na polanie. A po traktorek przyszłam nazajutrz – opowiadała ze śmiechem. – Parę razy, jak cofałam, obiłam go, ale obyło się bez czegoś poważniejszego.
   Wsiedliśmy – tak jak wcześniej – do skrzynki, a ona zamknęła za nami drzwiczki. Wsiadła do traktora i pojechaliśmy do naszego tymczasowego domu.
- Te pierogi są wspaniałe! – krzyknął Niall z pełną buzią, kiedy skończyliśmy jeść. On pożerał w tym czasie trzecią porcję.
- Miło mi to słyszeć – uśmiechnęła się do niego pani Spencer. – Odpocznijcie po obiedzie, chłopcy. Ty też, Vanillka – dodała szybko, gdy dziewczyna podniosła się z miejsca. Ze zrezygnowaniem opadła na fotel.
- Mamo, mam jeszcze dużo roboty. Serio, muszę iść – jęknęła, przewracając oczami.
- A co będziesz robić? – zaciekawiłem się.
- Idziemy ubijać koguta – wyjaśniła.
- To znaczy, że…
- Że go zabijemy – przerwała Horanowi. Skrzywił się z niesmakiem.
- Wrażliwym na widok padliny odradzam – dodała, przyglądając nam się.
- Jak można zabijać bezbronnego koguta? – oburzył się Zayn.
- Taki bezbronny to on nie jest – zaśmiała się pod nosem. – Lubisz rosół?
- Taaak…
- Więc jak można jeść rosół, który powstał z bezbronnego koguta?
- No można, przecież jest dobry…
- I widzisz. Sam sobie odpowiedziałeś na swoje pytanie – podsumowała, uśmiechając się lekko.
- A jak dokładnie pozbawisz go życia? – zapytał Liam.
- Utnę mu łeb – wzruszyła ramionami.
- Czym? – po raz pierwszy przy obiedzie Louis zwrócił się do Vanly.
- Siekierą – podniosła się z miejsca. – Rusz się ojciec. Potrzebny mi jesteś.
   Pan Spencer uśmiechnął się pod nosem i wyszedł z domu za Vanillą.
- To było obrzydliwe – skrzywiłem się, wzdrygając na samo wspomnienie Vanilli ucinającej głowę wijącemu się kogutowi, którego przytrzymywał pan Spencer.
- Kwestia przyzwyczajenia – stwierdziła Vanly, niosąc wiaderko ze zdechłym kogutem do domu.
- Niall już dawno by się zrzygał – skwitował Hazza.
- Właśnie dlatego został w chałupie – pokiwała głową dziewczyna.
   Była zmęczona. Naprawdę, widać to było aż za dobrze. Ale nie miała zamiaru przestać pracować. Starała się za wszelką cenę maskować wycieńczenie. Nie przyjmowała od nas żadnej pomocy.
   Weszliśmy do mieszkania, gdzie pani Spencer od razu zajęła się kogutem. Nam Vanilla kazała udać się do pokoi.
- To był ciężki dzień. Musicie odpocząć – uśmiechnęła się do nas.
- A ty? – spytałem. – Ty nie idziesz spać?
- Przede mną jeszcze cała noc roboty – zaśmiała się.
   Uśmiechnąłem się na widok jej wesołej twarzy. Zmęczonej, ale wesołej. Z cichym westchnięciem udałem się do naszego pokoju.
   Leżeliśmy już w łóżkach, wspólnie omawiając dzisiejszy dzień. Wszystkim zaimponowała blond włosa dziewczyna.
- Muszę przyznać, że nie jest tu aż tak źle, jak myślałem – odezwałem się.
- Nom – przytaknął Liam, zerkając znad wyświetlacza telefonu.
- Tobie coś Vanilla niezbyt przypadła do gustu… - mruknął Harry do Louisa.
- Spadaj.
- No ale czemu jej nie lubisz? Przecież jest fajna! – oburzył się Styles.
- A czy ja kiedykolwiek powiedziałem, że jej nie lubię? – fuknął Lou.
- Nie musiałeś. Przecież to widać…
- Oj we…
   Nie dokończył ,bo ktoś zapukał do drzwi. Rzuciliśmy zgodne „proszę” i do pokoju weszła Vanly.
- Mam nadzieję, że nie przeszkadzam – uśmiechnęła się do nas miło.
- Nadzieja umiera ostatnia… - mruknął Louis. Harry skarcił go wzrokiem.
- Za chwilę wyjdę – spojrzała na niego niezbyt przyjemnie. – Niall, gdybyś był w nocy głody, na stole w kuchni stoi miska ciastek. Jedz śmiało.
- Dzięki – uśmiechnąłem się do niej promiennie.
- No i przyniosłam wam mleko, w razie gdyby zachciało wam się pić – postawiła na szafce nocnej tacę z pięcioma szklankami.
- Mnie też przyniosłaś? – Tomlinson nawet nie krył swojego zdziwienia.
- A ty co? Jakiś wyjątek od reguły, czy jak? – uniosła jedną brew do góry. – To, że ty mnie nie lubisz nie oznacza, że ja ciebie nie – dodała, uśmiechając się lekko.
- Robisz mi wodę z mózgu – stwierdził, poprawiając się na łóżku.
- Trudno – machnęła ręką, spoglądając na niego. – No nic, idę. Nie będę ci już dziś zawadzać – zwróciła się do niego, kierując się w stronę drzwi. – Dobranoc, chłopaki. Miłych snów – szepnęła jeszcze i zamknęła je za sobą. 
***
* wiem, że pierogi to polska potrawa, ale co tam. tu będzie brytyjska xD
NO SIEMKA!
oto pierwszy rozdział. mam nadzieję, że się wam spodoba (: proszę o komentarze, one naprawdę motywują... 
historia - tak myślę - trochę inna niż wszystkie. bardzo bym chciała, żeby przypadła wam do gustu ^^ 
do następnego rozdziału!
kocham was xoxoxo

9 komentarzy:

  1. Naprawdę ciężko napisać komentarz, gdy jest tylko jeden rozdział. To prawie tak, jakby oceniać książkę po okładce... Zazwyczaj nie zabieram się za blogi, gdzie nie ma przynajmniej pięciu postów. No, ale skoro prosiłaś...
    Zacznę od strony technicznej, bo o niej akurat mogę się wypowiedzieć. Podoba mi się tło i oczywiście nie da się ukryć, ze pasuje do tematyki...Ale miałabym też kilka uwag. Żółta czcionka w niektórych miejscach jest zdecydowanie za jasne i wręcz "bije" po oczach. Przeszkadza to trochę w czytaniu. I jak już jestem przy czcionce, to zdecydowanie jest za mała i wybrałaś tym, który nie jest przystosowany do polskich znaków, dlatego niektóre litery wyglądają, jakby były pogrubione. Warto nad tym popracować, bo po pierwsze będzie to lepiej wyglądać, a po drugie - lepiej się będzie czytało. A przecież nie chcesz zniechęcić czytelnika już na początku...

    Co do treści, to naprawdę trudno mi coś powiedzieć po jednym rozdziale. Ale pomysł ciekawy. Dla mnie, jako prawdziwego mieszczucha, wręcz kosmiczny ;) Co mogę dodać? Dziewczyna pracująca ponad siły... Rozumiem, że matka prowadzi kuchnie, ale czy to nie ojciec powinien nosić spodnie, a nie córka? No chyba, że jest coś, co go tłumaczy... Naprawdę nie wiem, co więcej powiedzieć... Po prostu jeden rozdział, to zdecydowanie za mało...
    Mam nadzieję, że historia rozwinie się ciekawie, bo pomysł na nią jest naprawdę oryginalny.
    Pozdrawiam i życzę weny w pisaniu :)

    @KateStylees
    http://1d-my-little-mystery-girl.blogspot.co.uk/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. miło, że podoba Ci się tło :) mnie też i właśnie tak pasowało...
      zmieniłam czcionkę, ale bardzo długo gdybałam jak to zrobić :D wpadłam na to dziś rano... i mnie nie podobała się tamta. to prawda, nie była zbyt czytelna i chciałam ją zmienić już wcześniej, ale nie potrafiłam :p
      co do koloru - też chciałam zmienić, pewnie chodzi Ci o ten wściekły żółty w archiwum... gdybałam i nie wygdybałam. zmieniał mi się tylko kolor zakładki "o mnie"...
      ja spędzam i spędzałam bardzo dużo czasu na wsi, więc potrafię odnaleźć się w tym opowiadaniu :) i bardziej chodziło mi o pokazanie tego kontrastu pomiędzy "światem" chłopców i "światem" Vanilli. a co do jej pracy i dlaczego robi to ona, a nie jej ojciec - myślę, że odpowiedź będzie już w drugim rozdziale. jeśli będziesz chciała czytać dalej, to na pewno się dowiesz :)
      kocham xoxoxo

      Usuń
  2. emmm. no dobra, to od czego by tu zacząć... hm... czekaj, bo mam pustkę w głowie... kurczę, jak ja nienawidzę zaczynać pisania. czy to opowiadań, czy komentarzy... no bo zawsze jest ten problem od czego zacząć, żeby było ciekawie. no ale u mnie chyba na początku ciekawie nie będzie, bowiem jak zwykle wyleciałam z głupotami. ale przynajmniej początek mam już załatwiony, prawda.? ;).
    to teraz do rzeczy...
    tło - pierwsza klasa. do treści opowiadania jak znalazł :). może trochę zbyt jaskrawe i ślepka mi się męczą, ale to nic. pasuje :).
    wygląd ogólnie też niczego sobie, ale ja się na tym nie znam, więc co by nie było i tak mi się podoba :). no ale treść...
    pomysł... kurczę. wow :). sama mam styczność ze wsią, ale jednak na traktorku pomykać nie potrafię. za co podziwiam główną bohaterkę :). i żeby nie było, że pomylę się w jej imieniu... Vanilla? tak, chyba tak. od razu z wanilią mi się kojarzy :). ahhh, aż mam ochotę na jogurt waniliowy... mmmmmmmmm ;*.
    ale znów odbiegam... ;). więc tak, bohaterka mnie zadziwia, to już mamy ustalone ;). chłopaki... wydali mi się nieco aroganccy, zwłaszcza Hazza i to jego kręcenie nosem na zasięg i internet. mieszczuch jeden, no.! ;). ale myślę, że to idealnie pasuje, w końcu opowiadanie ma powstać na zasadzie kontrastów, czyż nie.? ;).
    co do stylu... super :). nie ma błędów, wszystko się klei, dialogi są żywe, naturalne, akcja się kręci... wszystko gra :).
    wychodzi więc na to, że zostanę przy tym opowiadaniu :).
    martwi mnie tylko jedno... Hazza.
    od razu muszę się przyznać, że ja jestem strasznym zazdrośnikiem, strasznym. przeczytałam w życiu tylko jedno opowiadanie, gdzie Harry ma dziewczynę i to bez czytania momentów z Harrym. bo ja po prostu nie mogę... gdy mój wzrok padnie na literki, które układają się w zdanie mające na celu uświadomienie czytelnikowi jaka to wielka miłość łączy Hazzę z jakąś dziewczyną... uwierz mi, wiele rzeczy już wylądowało na podłodze. a ołówków złamałam tyle, że... o, nawet do tylu liczyć nie umiem :). i ja wiem, masz swój zamysł itd. ale ja żywię głęboką, naprawdę głęboką nadzieję, że Vanilla będzie z Lou. :). tak jakoś by mi to pasowało :). bo jest naprawdę wdzięczną bohaterką i nie chciałabym jej znielubić... :).
    dobra, to na tyle moich wynurzeń ;). jak zawsze wszystko bez sensu i ogólnego porządku, więc pewnie niewiele się dowiesz z mojego komentarza. ale przeczytałam, wywarło to na mnie wrażenie, więc musiałam pozostawić po sobie ślad :). i zostawiłam... :).
    ehhh, pisz dalej, bowiem ciekawa jestem jak historia dalej się potoczy. i jak Lou wymaże te swoje paski w czymś, co pewnie ładnie pachnieć nie będzie... :).
    pozdrawiam i życzę weny.! ;*
    PS: jakbyś mogła, informuj mnie o nowych rozdziałach o tu -> http://www.boy-from-bakery.blogspot.com/ z góry dziękuję .! ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. hahah, jak ja kocham to tło... od razu przypominają mi się żniwa z tamtego roku...
      mówisz, źe tym traktorem Ci Vanilla zaimponowała? ;D to ja też chyba trochę poszpanować mogę, bo też jeździć umiem :D i ani razu nie wylądowałam w rowie, nie to co to niedoświadczone dziecko xD
      co do Hazzy... hmm... wiesz, teoretycznie mogłabym Ci już teraz powiedzieć, z kim będzie (lub nie) Vanly, ale wiesz... wolę, żebyś się sama przekonała. ale nie wykluczam także pozostałych, żeby nie było :)
      szczerzę się jak debil do sera, czytając Twój komentarz :D a zrobiłam to już ze trzy razy i bardzo polubiłam tę czynność ^^ oooooooooooooooooggggrooooooooomnie się cieszę, że Ci się spodobała historia Vanly :3
      kocham xoxoxo
      ps. jasne, że mogę :) a nie masz twittera?
      ps2. zabieram się za czytanie Twojego opowiadania <3

      Usuń
    2. eeeeem, dobra. czyli tajemnica, którą muszę sama odkryć. no dobra, nie ma sprawy :). twittera mam, ale strasznie rzadko zaglądam. jeśli nie sprawiłoby Ci to problemu: 2553527 <- to mój numer gadu. byłabym wdzięczna za informacje dotyczące nowego rozdziału. ja tu muszę przypilnować Hazzę, czy aby kogoś nie wyrywa... ;)

      Usuń
  3. Super ! Bardzo wciągajęce <33

    OdpowiedzUsuń
  4. hahah zaskoczyłaś mnie tym miśka xD
    One Direction na farmie... no no, nie przewidziałam takiego scenariusza :D
    ale ogółem mówiąc świetnie piszesz, masz talent ^^

    OdpowiedzUsuń