Koniec czerwca i
takie upały. Na dodatek w Anglii. Zwariować można. Tu, w tym naszym malutkim
Little Faringdon upał doskwierał jak nigdy wcześniej. Tym ciężej pracowało się
na roli.
- Dużo mam jeszcze do ściany?! – próbowałam przekrzyczeć
głośny silnik traktora, który parkowałam w stodole.
- Jedź, jedź! Dobra, jeszcze trochę… już! –zakomenderował
mój tata.
Otarłam pot z
czoła i wyszłam z kabiny traktora, po drodze otwierając w nim okno. Oparłam się
o oponę, wachlując się słomianym kapeluszem, który przed chwilą zdjęłam z
głowy. Musiałam odsapnąć. Byłam wykończona, a dzień dopiero się zaczynał.
Napiłam się
wody, wzdychając ciężko.
- Kiedy będziemy ubijać koguta? – zapytałam, posyłając
tacie pytające spojrzenie. Zajrzałam do kartonowych pudeł, gdzie kłębiły się
małe, słodkie kurczątka. Wzięłam jednego na ręce, głaszcząc go delikatnie po
łebku.
- Po południu. Te kurczęta musimy wypuścić na podwórko. Vanly,
poradzisz sobie, czy mam ci pomóc? – odparł.
- Idź do chałupy, dam radę – poklepałam go po ramieniu,
jednocześnie dając do zrozumienia, że ma się usunąć ze stodoły. Posłusznie
skierował kroki w stronę domu.
Ja w tym czasie
weszłam do przyczepy i powyjmowałam z niej wszystkie kartony z kurczakami.
Otworzyłam na rozcież drzwi prowadzące do tylnej części podwórka przeznaczonej
dla kur. Po kolei otwierałam kartony tak, aby kurczaczki mogły się z nich wydostać
i zaganiałam je we właściwą stronę.
- Skończone – odetchnęłam z ulgą, gdy zamknęłam ogromne,
drewniane drzwi.
Nagle usłyszałam
czyjeś głosy i warkot samochodu. Od razu wiedziałam, że to nikt z tutejszych,
bo wszyscy mają tu stare rzęchy, a ten brzmiał na niezłą furkę. Z ciekowości
wyszłam ze stodoły, aby bliżej przypatrzeć się przybyszom.
Pod naszą furtkę
podjechał duży, czarny bus. Podeszłam i oparłam się o bramę, podczas gdy z
samochodu wysiadło pięciu chłopaków w moim wieku.
- Ale dziwna okolica – powiedział jeden, rozglądając się
uważnie dookoła.
- Nie podoba mi się tu – skrzywił się drugi.
- Mnie też. Ta krowa, co stała przy szosie dziwnie na
mnie patrzyła – stwierdził trzeci.
- W jakie gówno nas Paul wpakował – westchnął czwarty.
- Yhym. I jak tu śmierdzi – dodał piąty. Parsknęłam
śmiechem. Chyba dopiero teraz mnie zauważyli.
- Ty, patrz. Jakaś tutejsza – lokowaty zwrócił się do
pasiastego, na co on zaczął mi się przyglądać.
- Rozumiem, że w waszym towarzystwie robię za dziwadło,
ale mam takie dwa podstawowe pytania: kim i skąd jesteście? – przerwałam im
wgapianie się we mnie.
- A więc jesteśmy… zaraz, to ty nas nie znasz? – zdziwił
się brunet.
- Eem – pokręciłam głową. Założyłam ręce na piersiach i
przygryzając dolną wargę czekałam na wyjaśnienia.
- Jesteśmy zespół One Direction – przedstawił ich wysoki,
kraciasty szatyn. – Ja jestem Liam, ten w paski to Louis, loczek to Harry,
brunet Zayn, a Niall to ten blondyn – skakałam po nich wzrokiem, podczas gdy
niejaki Liam podszedł do mnie niepewnie i wyciągnął do mnie dłoń. Spojrzałam na
niego, wytarłam brudne trochę ręce o moje ogrodniczki i uścisnęłam jego rękę,
uśmiechając się przy tym.
- A ja jestem Vanilla, inaczej Vanly – powiedziałam. –
Czuję, że coś nie za bardzo wam się tu podoba…
- Tu jest w ogóle zasięg? – zapytał Harry.
- Jest – uśmiechnęłam się do niego szeroko.
- A Internet?
Pokręciłam głową.
- O mój Boże! Co to za zadupie! – jęknął przeciągle.
- Można się przyzwyczaić – wzruszyłam ramionami. – To co
zespół robi w naszej wsi?
- Nasz menager wysłał nas tutaj. Powiedział, że musimy
odpocząć trochę od miejskiego życia – wyjaśnił blondyn. – Stwierdził, że może
nauczymy się czegoś pożytecznego – dodał smętnie.
- I niby co tu jest takiego fajnego do roboty? – odezwał
się po raz pierwszy ten pasiasty, Louis chyba.
- Fajnego to może niekoniecznie, ale roboty nie
brakuje… - westchnęłam ciężko. – Na ile
tu przyjechaliście?
- Miesiąc. Bożeeee.
- A gdzie będziecie mieszkać?
- Jeśli Paul podał nam poprawny adres, to właśnie tutaj –
wskazał palcem mój dom.
- U mnie? – uniosłam jedną brew do góry. Wzruszyli
ramionami.
- No chyba…
- Chłopcy? To wy? – moja mama niespodziewanie pojawiła
się obok mnie.
- Pani Spencer? – upewnił się Zayn, a gdy moja mama
kiwnęła głową, wszyscy się wyszczerzyli.
- Mamo… czy ja o czymś nie wiem? – popatrzyłam na nią
groźnie.
- Nie mówiłam ci? – zdziwiła się. – Chłopcy będą tu u nas
mieszkać przez miesiąc. Mój znajomy jest ich menagerem, więc zaproponowałam,
żeby tu do nas na trochę wpadli. Poza tym macie okazję, żeby się poznać.
Kochani, Vanillka pokaże wam, jak się żyje na wsi. I poprowadź ich do pokoi –
uśmiechnęła się do nich promiennie.
- Tak, tak – wywróciłam oczami. Ona wróciła do kuchni,
gdzie użerała się z obiadem, a ja zwróciłam się do tych pięciu. – Zabierać
manatki i idziemy do chałupy. Pokaże wam, gdzie będziecie spać, mogę też
oprowadzić was po całej posesji – a gdy ochoczo kiwnęli głowami, ruszyłam w
stronę mieszkania.
Oprowadziłam ich
po wszystkich pomieszczeniach w domu. Zostawili walizki w pokoju i poszliśmy na
dwór.
- Tu jest ogród. Mój ogród, do którego nikt nie ma
wstępu. NIKT. Czaicie? – niepewnie kiwnęli głowami, kiedy wskazałam na
obrośniętą różami bramę za domem. – Tu jest szklarnia, ogródek warzywny mojej
mamy… radzę wam niczego nie podeptać, bo pani Spencer będzie zła. Tu jest dosyć
spory kawałek podwórka, gdzie możecie grać w piłkę czy coś takiego. Tam po obu
stronach są bramki.
- Grasz? – zdziwił się Niall.
- Od małego – odparłam, kopiąc w bramkę leżącą obok
piłkę. – Tam jest stodoła, obora, kurnik, chlew i wszystkie inne pomieszczenia
gospodarcze. Mamy tu kury, koguty, króliki, krowy, koty, świnie, gęsi, kaczki,
kozy i takie tam. Ten wjazd prowadzi na pole uprawne. Z przodu chałupy są
kwiatki, jak już pewnie zdążyliście zauważyć. To tyle. Wszystko jasne?
- Yhym. A co będziemy tu robić? – spytał Zayn.
- Pomagać mi przy gospodarstwie, na roli, zażywać świeże
powietrze, zwiedzać okolice, uprawiać różne sporty… do wyboru, do koloru. A i
nie macie jakichś takich… mniej wyjściowych ubrań?
- My zawsze się tak ubieramy… no wiesz, gwiazdy… -
wyjaśnił Harry.
- To teraz radzę wam przestać. Jeśli myślicie, że
będziecie wszystko robić w rękawiczkach i trzymać się za noski to jesteście w
sporym błędzie. Więc myślę, że
powinniście się przebrać. A teraz wybaczcie, idę nakarmić zwierzęta.
- Ja nie mam zamiaru się przebierać – rzucił twardo
Louis.
- Twój wybór. Tylko, żeby nie było, że nie ostrzegałam –
wzruszyłam ramionami i odwróciłam się na pięcie, zmierzając w stronę podwórka
dla kur.
- Zaczekaj! – zawołał za mną ten tam, Liam chyba. –
Możemy iść z tobą?
- Spoko – rzuciłam.
- Lou, nie idziesz? – usłyszałam Harry’ego.
- Nie.
Doszliśmy do
podwórka dla kur. Otworzyłam przed nimi drzwiczki, uprzednio nakazując uważać
na gówienka. Rozsypałam trochę ziaren z beczki. Potem ruszyłam drugim wejściem
do stodoły. Wzięłam stamtąd kupkę trawy i dałam kurom. Chłopcy cały czas mi się
przyglądali. Uzupełniłam karmniki dla małych kurek i wlałam wody do garnka,
żeby miały co pić.
Pokierowaliśmy
się teraz do kurnika. Wyjęłam z grządek wszystkie jajka, jakie tam znalazłam.
Włożyłam je do słomianego kapelusza. Zamknęłam kurnik i położyłam kapelusz na
młynku obok drabiny. Usiadłam na stołeczku i zaczęłam kroić ogórki dla królików
i świń. Gdy skończyłam, chwyciłam wiaderko z nimi w środku. Nakarmiłam
zwierzęta i pozamykałam klatki. Jednak na dłużej stanęłam przy ostatniej klatce
białej królicy.
- Oho – mruknęłam do siebie.
- Co jest? – przestraszył się Liam.
- Spokojnie – uśmiechnęłam się od niego. – Widzicie ten
puch? Oznacza, że królica będzie miała młode. Szykuje dla nich legowisko ze
swojej sierści – wyjaśniłam.
- Ile trwa jej ciąża? – zapytał Zayn.
- Około miesiąca. Gdy będziecie wyjeżdżać, ona
prawdopodobnie będzie przygotowywać się do porodu.
- Małe króliczki są słodkie – stwierdził Harry.
- Tak, ale nie od razu. Rodzą się łyse, ślepe i głuche.
Sierść zaczyna wyrastać im po jakichś trzech dniach, a zdolność widzenia
nabywają po dziesięciu – dwunastu dniach – powiedziałam, głaszcząc futrzaka po
łebku.
- Skąd ty tyle wiesz? – spytał Niall.
- Wychowałam się tutaj. Takie zwierzęta towarzyszą mi
przez całe życie – uśmiechnęłam się i zamknęłam klatkę.
Nakarmiłam
jeszcze kaczki i gęsi. Kotom postawiłam miseczkę mleka i resztki wczorajszych
kotletów.
- Zostały mi jeszcze krowy – zakomunikowałam i chwyciłam
wiadro na mleko. W drugiej ręce zaś trzymałam pęk zielska.
Weszliśmy do
obory dla krów. Dałam zwierzęciu trawę, a sama usiadłam, aby ją wydoić. Poszło
mi szybko i sprawnie. Była dzisiaj grzeczna.
- Dobra krówka – poklepałam ją przyjaźnie po grzbiecie,
na co zamuczała donośnie i ponowiła przeżuwanie zieleniny.
Wstałam z
krzesełka i wzięłam w rękę – swoją drogą trochę ciężkie – wiaderko. W drugą
wcisnęłam sobie kapelusz z jajkami i poszłam w stronę domu.
- Pomóc ci? – zapytał Liam.
- Nie, dzięki. Poradzę sobie – uśmiechnęłam się.
Po wejściu do
chałupy zastałam moją mamę i Louisa śpiewających coś przy lepieniu pierogów*.
Postawiłam wiaderko na stole, a jaja dałam jej, bo już im się kończyły.
- Jakie robicie? – zapytałam.
- Ruskie, na słodko i jeśli przywieziecie nam truskawki,
to będą i truskawkowe – powiedziała moja uśmiechnięta mama. – Tylko
potrzebujemy jeszcze jednego z was – wskazała na któregoś z chłopaków.
- A ja potrzebuję dwóch pracowitych – zakomunikowałam.
- Tak więc Niall idzie do pani, Zayn też może zostać, bo
on raczej do pracowitych nie należy, a ja i Hazza idziemy z tobą – zdecydował
Liam. – Tylko masz niczego nie wyżreć, Horan – ostrzegł blond przyjaciela. Ten
kiwnął głową.
- To chodźcie, chłopaki – chwyciłam obu za nadgarstki,
ciągnąc w stronę wyjścia.
Gdy znaleźliśmy
się na dworze, poszłam do stodoły. Jednak zatrzymałam się nagle.
- Chłopaki, ja naprawdę bardzo dobrze wam radzę,
przebierzcie się. W traktorze się kurzy.
- Ale my nie umiemy jeździć traktorem! – jęknął Harry.
- Ale ja umiem. To idziecie? Poczekam na was.
Posłusznie
poszli się przebrać. Tym czasem ja otworzyłam duże drzwi do stodoły. Poprawiłam
na głowie mój kapelusz i oparłam się o traktor. Po chwili wrócili, ubrani w
jakieś stare koszule i podarte jeansy.
- Gotowi – uśmiechnął się Liam.
- To poczekajcie tu chwilę.
Wdrapałam się do
traktora. Uruchomiłam silnik i wyjechałam ze stodoły. Wyskoczyłam z dalej
chodzącego urządzenia i odpięłam przyczepę, którą potem wciągnęłam z powrotem
do budynku, nie korzystając z pomocy chłopaków. Przytaszczyłam skrzynkę i
przypięłam ją do traktora. Wpuściłam do niej chłopaków, dałam im parę łubianek
na truskawki i dwa stołki na czas jazdy dla nich. Zamknęłam dobrze skrzynkę i
weszłam do kabiny. Ruszyliśmy.
∞
- Ta dziewczyna mnie zadziwia – odezwałem się, kiedy
siedzieliśmy w skrzynce w drodze do… bliżej nieokreślonego nam miejsca.
- Harry, zlituj się! Ona wciągnęła ogromny wóz do stodoły
sama! Jedna, taka mini dziewczyna! Zwykle do tego potrzeba ze trzech, dobrze
zbudowanych facetów! Boże, my we dwójkę
musielibyśmy się sporo namęczyć! – jęknął Liam. Kiwnąłem głową.
- Ma siły tyle, co kobieca wersja Herkulesa –
westchnąłem. – Chociaż nie. Ona JEST kobiecą wersją Herkulesa.
- Yhym. I jeszcze umie jeździć traktorem…
Nagle pojazd zatrzymał się. Z kabiny wysiadła Vanilla i
włożyła na głowę słomiany kapelusz. Otrzepała z kurzu swoje ogrodniczki i
podeszła bliżej. Otworzyła skrzynkę i wypuściła nas.
- Plan jest taki: będziemy rwać truskawki – poinformowała
nas. – Weźcie sobie po łubiance i do roboty!
Chwyciłem różową, a Liam czerwoną. Vanly
wzięła białą i poprowadziła nas do grządek z truskawkami.
- Ja idę tym rządkiem – pokazała palcem na wspomniany
obszar – a wy to już róbcie co chcecie.
Kiwnęliśmy
głowami i zabraliśmy się do pracy. Szło nam dosyć sprawnie, tak więc po
niecałych dwudziestu minutach wszystkie trzy rządki zostały opróżnione z
czerwonych owoców.
- Ale dobre – stwierdziłem, kiedy zdążyłem już
opędzlować którąś z truskawek. Vanly uśmiechnęła się w odpowiedzi.
- Zbieramy się, kochani – powiedziała. – Wskakujcie do
skrzynki.
- A mógłbym kiedyś przejechać się z tobą w kabinie? –
zapytałem, robiąc słodką minkę.
- Nie wiem, czy byśmy się zmieścili, ale nie ma sprawy –
puściła mi oczko.
- Masz prawo jazdy? – spytał Liam tak z innej beczki, kiedy
byliśmy w drodze do traktora.
- Nie – zaśmiała się. – Traktorem jeżdżę od małego. Gdy
pierwszy raz jechałam sama traktorem, miałam chyba jedenaście czy dwanaście
lat.
- I ani razu się nie rozbiłaś? – zdziwiłem się.
- Raz, kiedy było duże błoto, wjechałam do rowu i nie
mogłam wyjechać. Ale przyprowadziłam krowę, przywiązałam do traktora i kazałam
jej iść. Najpierw nie chciała, ale jak ją przestraszyłam, to biegała jak
szalona. Wydostała traktor. Zaparkowałam go gdzieś w bezpieczne miejsce i pojechałam
na krowie do domu. Co prawda miała na mnie trochę focha, ale przekonałam ją
jakimś ładnym zielskiem, które znalazłam na polanie. A po traktorek przyszłam
nazajutrz – opowiadała ze śmiechem. – Parę razy, jak cofałam, obiłam go, ale
obyło się bez czegoś poważniejszego.
Wsiedliśmy – tak
jak wcześniej – do skrzynki, a ona zamknęła za nami drzwiczki. Wsiadła do
traktora i pojechaliśmy do naszego tymczasowego domu.
∞
- Te pierogi są wspaniałe! – krzyknął Niall z pełną
buzią, kiedy skończyliśmy jeść. On pożerał w tym czasie trzecią porcję.
- Miło mi to słyszeć – uśmiechnęła się do niego pani
Spencer. – Odpocznijcie po obiedzie, chłopcy. Ty też, Vanillka – dodała szybko,
gdy dziewczyna podniosła się z miejsca. Ze zrezygnowaniem opadła na fotel.
- Mamo, mam jeszcze dużo roboty. Serio, muszę iść –
jęknęła, przewracając oczami.
- A co będziesz robić? – zaciekawiłem się.
- Idziemy ubijać koguta – wyjaśniła.
- To znaczy, że…
- Że go zabijemy – przerwała Horanowi. Skrzywił się z
niesmakiem.
- Wrażliwym na widok padliny odradzam – dodała,
przyglądając nam się.
- Jak można zabijać bezbronnego koguta? – oburzył się
Zayn.
- Taki bezbronny to on nie jest – zaśmiała się pod nosem.
– Lubisz rosół?
- Taaak…
- Więc jak można jeść rosół, który powstał z bezbronnego
koguta?
- No można, przecież jest dobry…
- I widzisz. Sam sobie odpowiedziałeś na swoje pytanie –
podsumowała, uśmiechając się lekko.
- A jak dokładnie pozbawisz go życia? – zapytał Liam.
- Utnę mu łeb – wzruszyła ramionami.
- Czym? – po raz pierwszy przy obiedzie Louis zwrócił się
do Vanly.
- Siekierą – podniosła się z miejsca. – Rusz się ojciec.
Potrzebny mi jesteś.
Pan Spencer
uśmiechnął się pod nosem i wyszedł z domu za Vanillą.
∞
- To było obrzydliwe – skrzywiłem się, wzdrygając na samo
wspomnienie Vanilli ucinającej głowę wijącemu się kogutowi, którego
przytrzymywał pan Spencer.
- Kwestia przyzwyczajenia – stwierdziła Vanly, niosąc
wiaderko ze zdechłym kogutem do domu.
- Niall już dawno by się zrzygał – skwitował Hazza.
- Właśnie dlatego został w chałupie – pokiwała głową
dziewczyna.
Była zmęczona.
Naprawdę, widać to było aż za dobrze. Ale nie miała zamiaru przestać pracować.
Starała się za wszelką cenę maskować wycieńczenie. Nie przyjmowała od nas
żadnej pomocy.
Weszliśmy do
mieszkania, gdzie pani Spencer od razu zajęła się kogutem. Nam Vanilla kazała
udać się do pokoi.
- To był ciężki dzień. Musicie odpocząć – uśmiechnęła się
do nas.
- A ty? – spytałem. – Ty nie idziesz spać?
- Przede mną jeszcze cała noc roboty – zaśmiała się.
Uśmiechnąłem się
na widok jej wesołej twarzy. Zmęczonej, ale wesołej. Z cichym westchnięciem
udałem się do naszego pokoju.
∞
Leżeliśmy już w
łóżkach, wspólnie omawiając dzisiejszy dzień. Wszystkim zaimponowała blond
włosa dziewczyna.
- Muszę przyznać, że nie jest tu aż tak źle, jak myślałem
– odezwałem się.
- Nom – przytaknął Liam, zerkając znad wyświetlacza
telefonu.
- Tobie coś Vanilla niezbyt przypadła do gustu… - mruknął
Harry do Louisa.
- Spadaj.
- No ale czemu jej nie lubisz? Przecież jest fajna! –
oburzył się Styles.
- A czy ja kiedykolwiek powiedziałem, że jej nie lubię? –
fuknął Lou.
- Nie musiałeś. Przecież to widać…
- Oj we…
Nie dokończył
,bo ktoś zapukał do drzwi. Rzuciliśmy zgodne „proszę” i do pokoju weszła Vanly.
- Mam nadzieję, że nie przeszkadzam – uśmiechnęła się do
nas miło.
- Nadzieja umiera ostatnia… - mruknął Louis. Harry
skarcił go wzrokiem.
- Za chwilę wyjdę – spojrzała na niego niezbyt
przyjemnie. – Niall, gdybyś był w nocy głody, na stole w kuchni stoi miska
ciastek. Jedz śmiało.
- Dzięki – uśmiechnąłem się do niej promiennie.
- No i przyniosłam wam mleko, w razie gdyby zachciało wam
się pić – postawiła na szafce nocnej tacę z pięcioma szklankami.
- Mnie też przyniosłaś? – Tomlinson nawet nie krył
swojego zdziwienia.
- A ty co? Jakiś wyjątek od reguły, czy jak? – uniosła
jedną brew do góry. – To, że ty mnie nie lubisz nie oznacza, że ja ciebie nie –
dodała, uśmiechając się lekko.
- Robisz mi wodę z mózgu – stwierdził, poprawiając się na
łóżku.
- Trudno – machnęła ręką, spoglądając na niego. – No nic,
idę. Nie będę ci już dziś zawadzać – zwróciła się do niego, kierując się w
stronę drzwi. – Dobranoc, chłopaki. Miłych snów – szepnęła jeszcze i zamknęła
je za sobą.
***
* wiem, że pierogi to polska potrawa, ale co tam. tu będzie brytyjska xD
NO SIEMKA!
oto pierwszy rozdział. mam nadzieję, że się wam spodoba (: proszę o komentarze, one naprawdę motywują...
historia - tak myślę - trochę inna niż wszystkie. bardzo bym chciała, żeby przypadła wam do gustu ^^
do następnego rozdziału!
kocham was xoxoxo
Naprawdę ciężko napisać komentarz, gdy jest tylko jeden rozdział. To prawie tak, jakby oceniać książkę po okładce... Zazwyczaj nie zabieram się za blogi, gdzie nie ma przynajmniej pięciu postów. No, ale skoro prosiłaś...
OdpowiedzUsuńZacznę od strony technicznej, bo o niej akurat mogę się wypowiedzieć. Podoba mi się tło i oczywiście nie da się ukryć, ze pasuje do tematyki...Ale miałabym też kilka uwag. Żółta czcionka w niektórych miejscach jest zdecydowanie za jasne i wręcz "bije" po oczach. Przeszkadza to trochę w czytaniu. I jak już jestem przy czcionce, to zdecydowanie jest za mała i wybrałaś tym, który nie jest przystosowany do polskich znaków, dlatego niektóre litery wyglądają, jakby były pogrubione. Warto nad tym popracować, bo po pierwsze będzie to lepiej wyglądać, a po drugie - lepiej się będzie czytało. A przecież nie chcesz zniechęcić czytelnika już na początku...
Co do treści, to naprawdę trudno mi coś powiedzieć po jednym rozdziale. Ale pomysł ciekawy. Dla mnie, jako prawdziwego mieszczucha, wręcz kosmiczny ;) Co mogę dodać? Dziewczyna pracująca ponad siły... Rozumiem, że matka prowadzi kuchnie, ale czy to nie ojciec powinien nosić spodnie, a nie córka? No chyba, że jest coś, co go tłumaczy... Naprawdę nie wiem, co więcej powiedzieć... Po prostu jeden rozdział, to zdecydowanie za mało...
Mam nadzieję, że historia rozwinie się ciekawie, bo pomysł na nią jest naprawdę oryginalny.
Pozdrawiam i życzę weny w pisaniu :)
@KateStylees
http://1d-my-little-mystery-girl.blogspot.co.uk/
miło, że podoba Ci się tło :) mnie też i właśnie tak pasowało...
Usuńzmieniłam czcionkę, ale bardzo długo gdybałam jak to zrobić :D wpadłam na to dziś rano... i mnie nie podobała się tamta. to prawda, nie była zbyt czytelna i chciałam ją zmienić już wcześniej, ale nie potrafiłam :p
co do koloru - też chciałam zmienić, pewnie chodzi Ci o ten wściekły żółty w archiwum... gdybałam i nie wygdybałam. zmieniał mi się tylko kolor zakładki "o mnie"...
ja spędzam i spędzałam bardzo dużo czasu na wsi, więc potrafię odnaleźć się w tym opowiadaniu :) i bardziej chodziło mi o pokazanie tego kontrastu pomiędzy "światem" chłopców i "światem" Vanilli. a co do jej pracy i dlaczego robi to ona, a nie jej ojciec - myślę, że odpowiedź będzie już w drugim rozdziale. jeśli będziesz chciała czytać dalej, to na pewno się dowiesz :)
kocham xoxoxo
emmm. no dobra, to od czego by tu zacząć... hm... czekaj, bo mam pustkę w głowie... kurczę, jak ja nienawidzę zaczynać pisania. czy to opowiadań, czy komentarzy... no bo zawsze jest ten problem od czego zacząć, żeby było ciekawie. no ale u mnie chyba na początku ciekawie nie będzie, bowiem jak zwykle wyleciałam z głupotami. ale przynajmniej początek mam już załatwiony, prawda.? ;).
OdpowiedzUsuńto teraz do rzeczy...
tło - pierwsza klasa. do treści opowiadania jak znalazł :). może trochę zbyt jaskrawe i ślepka mi się męczą, ale to nic. pasuje :).
wygląd ogólnie też niczego sobie, ale ja się na tym nie znam, więc co by nie było i tak mi się podoba :). no ale treść...
pomysł... kurczę. wow :). sama mam styczność ze wsią, ale jednak na traktorku pomykać nie potrafię. za co podziwiam główną bohaterkę :). i żeby nie było, że pomylę się w jej imieniu... Vanilla? tak, chyba tak. od razu z wanilią mi się kojarzy :). ahhh, aż mam ochotę na jogurt waniliowy... mmmmmmmmm ;*.
ale znów odbiegam... ;). więc tak, bohaterka mnie zadziwia, to już mamy ustalone ;). chłopaki... wydali mi się nieco aroganccy, zwłaszcza Hazza i to jego kręcenie nosem na zasięg i internet. mieszczuch jeden, no.! ;). ale myślę, że to idealnie pasuje, w końcu opowiadanie ma powstać na zasadzie kontrastów, czyż nie.? ;).
co do stylu... super :). nie ma błędów, wszystko się klei, dialogi są żywe, naturalne, akcja się kręci... wszystko gra :).
wychodzi więc na to, że zostanę przy tym opowiadaniu :).
martwi mnie tylko jedno... Hazza.
od razu muszę się przyznać, że ja jestem strasznym zazdrośnikiem, strasznym. przeczytałam w życiu tylko jedno opowiadanie, gdzie Harry ma dziewczynę i to bez czytania momentów z Harrym. bo ja po prostu nie mogę... gdy mój wzrok padnie na literki, które układają się w zdanie mające na celu uświadomienie czytelnikowi jaka to wielka miłość łączy Hazzę z jakąś dziewczyną... uwierz mi, wiele rzeczy już wylądowało na podłodze. a ołówków złamałam tyle, że... o, nawet do tylu liczyć nie umiem :). i ja wiem, masz swój zamysł itd. ale ja żywię głęboką, naprawdę głęboką nadzieję, że Vanilla będzie z Lou. :). tak jakoś by mi to pasowało :). bo jest naprawdę wdzięczną bohaterką i nie chciałabym jej znielubić... :).
dobra, to na tyle moich wynurzeń ;). jak zawsze wszystko bez sensu i ogólnego porządku, więc pewnie niewiele się dowiesz z mojego komentarza. ale przeczytałam, wywarło to na mnie wrażenie, więc musiałam pozostawić po sobie ślad :). i zostawiłam... :).
ehhh, pisz dalej, bowiem ciekawa jestem jak historia dalej się potoczy. i jak Lou wymaże te swoje paski w czymś, co pewnie ładnie pachnieć nie będzie... :).
pozdrawiam i życzę weny.! ;*
PS: jakbyś mogła, informuj mnie o nowych rozdziałach o tu -> http://www.boy-from-bakery.blogspot.com/ z góry dziękuję .! ;*
hahah, jak ja kocham to tło... od razu przypominają mi się żniwa z tamtego roku...
Usuńmówisz, źe tym traktorem Ci Vanilla zaimponowała? ;D to ja też chyba trochę poszpanować mogę, bo też jeździć umiem :D i ani razu nie wylądowałam w rowie, nie to co to niedoświadczone dziecko xD
co do Hazzy... hmm... wiesz, teoretycznie mogłabym Ci już teraz powiedzieć, z kim będzie (lub nie) Vanly, ale wiesz... wolę, żebyś się sama przekonała. ale nie wykluczam także pozostałych, żeby nie było :)
szczerzę się jak debil do sera, czytając Twój komentarz :D a zrobiłam to już ze trzy razy i bardzo polubiłam tę czynność ^^ oooooooooooooooooggggrooooooooomnie się cieszę, że Ci się spodobała historia Vanly :3
kocham xoxoxo
ps. jasne, że mogę :) a nie masz twittera?
ps2. zabieram się za czytanie Twojego opowiadania <3
eeeeem, dobra. czyli tajemnica, którą muszę sama odkryć. no dobra, nie ma sprawy :). twittera mam, ale strasznie rzadko zaglądam. jeśli nie sprawiłoby Ci to problemu: 2553527 <- to mój numer gadu. byłabym wdzięczna za informacje dotyczące nowego rozdziału. ja tu muszę przypilnować Hazzę, czy aby kogoś nie wyrywa... ;)
Usuń:)
OdpowiedzUsuńSuuuuuuuper jest! :D
OdpowiedzUsuńSuper ! Bardzo wciągajęce <33
OdpowiedzUsuńhahah zaskoczyłaś mnie tym miśka xD
OdpowiedzUsuńOne Direction na farmie... no no, nie przewidziałam takiego scenariusza :D
ale ogółem mówiąc świetnie piszesz, masz talent ^^