poniedziałek, 6 maja 2013

3. “Teraz muszę kupić i Louisa i wykładzinę”



Tak jak mówiła Vanilla, dzień później siedzieliśmy w starej furgonetce pana Spencera, jadąc do sklepu po wykładzinę na schody. Było nam tak ciasno, że po długim kombinowaniu jak mamy się usadzić, ja, Niall, Zayn i Harry wylądowaliśmy na przyczepce. Tylko Liam otrzymał ten zaszczyt siedzenia obok Vanilli na miękkim fotelu. Nie powiem, nie byłem specjalnie zachwycony. Przez tą godzinę wytrzęsło mną tak, że kiedy wysiedliśmy, nogi miałem jak z waty. Obiecałem sobie wtedy, że nigdy więcej nie będę jeździł na przyczepce. Niestety, nie wziąłem pod uwagę drogi powrotnej…
   Próbowaliśmy jakoś rozmawiać, ale głośny warkot silnika uniemożliwiał nam to. Tak więc darliśmy się do siebie nawzajem tak głośno, że krowy pasące się na łąkach przy drodze podnosiły łby i patrzyły na nas jak na jakichś poważnie niezrównoważonych psychicznie. I kto tu jest niezrównoważony psychicznie… to nie my żremy jakieś przydrożne zielska, a potem sikamy mlekiem na prawo i lewo…
- Hsnguhsdbgurngjnbhfnbfnihn! – wrzasnął Horan.
- Co?! – odparłem mu prosto do ucha.
- MÓWIĘ, ŻE LIAM MÓWI, ŻE VANILLA MÓWI, ŻE JUŻ NIEDALEKO! – wydarł się jeszcze głośniej, niż wcześniej.
- AHA!
   Chłopaki rozmawiali sobie, a ja znalazłem sobie interesujące zajęcie: liczyłem drzewa, które mijaliśmy. Stwierdziłem, że najwięcej tam dębów, lip i topoli. Po sto trzydziestym czwartym znudziła mi się jednak ta zabawa (jeśli można tak nazwać liczenie drzew), więc zacząłem przyglądać się ludziom i domom. Mimo wczesnej pory wielu chłopów robiło coś na podwórkach. Przez otwarte oka widziałem kobiety w fartuchach, które pichciły jakieś smakołyki, zapewne dla mężów, dzieci, a może i nawet wnuków.
   W zasadzie mijane domy nie różniły się jakoś specjalnie między sobą. Najczęściej miały podwórka, parę drzew wokoło, a z tyłu wystawały dachy budynków gospodarczych. Nic nadzwyczajnego, a jednak było to godne mojej uwagi. Przecież w Londynie, jedyne co spotykałem, to wieżowce, biura, zabytki, fabryki, mnóstwo samochodów i asfaltu. A tu? Normalnie kosmos.
   Obserwowanie okolicy tak mnie wciągnęło, że nie zauważyłem, kiedy dojechaliśmy. Wysiedliśmy z furgonetki i chwilę pogimnastykowaliśmy się na parkingu, żeby rozprostować obolałe kości. W tym czasie Vanilla stała oparta o samochód ze swoim kapeluszem w ręce. Zdążyłem już zauważyć, że to jej częsta pozycja.
   Wpakowaliśmy się w szóstkę do sklepu i od razu rozbiegliśmy się wszędzie, szukając odpowiedniej wykładziny. Co chwilę słychać było nasze wrzaski typu „Popatrz, to jest fajne!”. Vanly w tym czasie spokojnie podeszła do kasy i zaczęła rozmawiać ze sprzedawcą.
  
   Podczas, gdy chłopaki skakali między półkami jak małpy w zoo, gadałam sobie z panem Handricksem, ekspedientem i dobrym znajomym moich rodziców. Między innymi dzięki temu dostawaliśmy spore obniżki w jego sklepie. A może ojciec miał z nim jakieś nikczemne układy? Nie mam zielonego pojęcia. I raczej nie chcę mieć.
   Przedstawiłam Handricksowi zaistniałą sytuację i poprosiłam o poradę. Wyjął spod lady katalog dywanów i wykładzin i dał mi do wglądu. Swoją drogą, wszystkie wykładziny były fajne. Zastanawiałam się tylko, która będzie pasować do wnętrza naszej chałupy. No bo przecież nie kupię różowej, bez przesady…
   Kiedy byłam zajęta porównywaniem dwóch kolorów wykładzin, usłyszałam krzyk (wrzask) Nialla. Przewróciłam oczami i położyłam katalog na ladzie. Zaciekawiona tym, co mogli zrobić, ruszyłam w miejsce, skąd dobiegał głos blondyna.
   Doszłam na wydział dywanów i wycieraczek i zobaczyłam zwinięty czerwony dywan oraz Niallera, Zayna, Liama i Harry’ego.
- Co chcecie? Gdzie Louisa zgubiliście? – spytałam.
- Raczej go nie zgubiliśmy, bardziej… tak jakby unieruchomiliśmy… - odezwał się Zayn. Posłałam mu pytające spojrzenie.
- Tu jestem, do cholery! – usłyszałam stłumiony głos, który najprawdopodobniej należał do Lou.
- Tu, czyli…? – uniosłam jedną brew do góry.
- W dywanie!
   Jestem pewna, że moje oczy wyglądały w tym momencie jak dwa spodki. No bo po piernika oni go zawijali w dywan? On jakiś naleśnik, czy co? Okrążyłam materiał i zajrzałam do środka. Rzeczywiście, wystawała z niego głowa Louisa.
- Zawinęliśmy go w dywan, żeby było śmieszniej… - Harry patrzył na mnie tak przerażonym wzrokiem, że miałam ochotę się roześmiać.
- Teraz tak jakby nie możemy go wyciągnąć… - a Malik mówił tak cicho, że mało co go rozumiałam.
- Jak nie możecie? Zwyczajnie dywan odwinąć i będzie – wzruszyłam ramionami.
- Ale on się tam przykleił… - rzucił Liam nieśmiało.
- Jak się mógł przykleić, do cholery? – zdziwiłam się jeszcze bardziej (jeżeli to w ogóle możliwe).
- No bo tam był taki klej… - tym razem głos zabrał Niall.
   Pacnęłam się z otwartej ręki w czoło.
- Czy was już do reszty popierniczyło? Teraz muszę kupić i Louisa i wykładzinę… jesteście nienormalni – westchnęłam głośno.
  
- I on tak będzie całą drogę wisiał głową w dół? – zapytałem. Vanly kiwnęła głową.
- Ale ja nie chcę! –wrzasnął Louis. – Jak obrzygam ten dywan to będzie tylko wasza wina!
- To obrzygasz – rzuciła Vanilla. – Przecież inaczej cię do tej furgonetki nie włożę. A tak poza tym, to mogli cię nie wpychać do niego…
   Lou przewrócił oczami. Rzeczywiście, pomysł Harry’ego nie był najmądrzejszy. A ja od początku nie chciałem brać w tym udziału… cóż, tak to jest, jeśli ma się przewagę liczebną.
    Zapakowaliśmy się do samochodu jak wcześniej – z tym, że teraz pomiędzy Nialla a Zayna wciśnięta była wykładzina, a Hazza pilnował, żeby Louisodywan nie spadł podczas jazdy.
   Co chwilę słyszeliśmy głośne jęki Tomlinsona. Klął jak opętany, a przy każdej nierówności na drodze rzucało nim jak piłeczką kauczukową. Chłopaki tylko śmiali się z niego. A Vanilla, spoglądając co jakiś czas przez wsteczne lusterko, kręciła z politowaniem głową.
   W starym radiu leciały jakieś piosenki country. Vanly wystukiwała rytm na kierownicy, na zmianę pogłaśniając i przyciszając muzykę.
- Jestem zdania, że nie powinnaś prowadzić – stwierdziłem po raz kolejny tego dnia. – Sama mówiłaś, że nie masz prawa jazdy…
- Powtarzasz się, kochany – przerwała mi. – UMIEM kierować furgonetką, a poza tym tutaj możesz nawet jechać na krowie, i tak nikt na to nie zwróci uwagi. To wiejska droga i okolica, sam widzisz – rzuciła okiem na widoki za oknem. Przewróciłem oczami.
- Uparta jesteś jak nie wiem – westchnąłem ciężko. Kiwnęła głową, unosząc kąciki ust w górę.
  
- Daleko jeszcze? – jęknąłem, chociaż i tak pewnie nie zwracali na mnie uwagi. – Halo? Jesteście tam? – a kiedy nie usłyszałem odpowiedzi, w miarę możliwości skrzyżowałem ręce w geście totalnego focha.
   Spojrzałem przed siebie i jedyne co zauważyłem, to chmury. Dużo białych chmur, sunących leniwie po niebieskim niebie. Nie powiem, ten obrazek pozwolił mi nieco zapomnieć o mojej niewygodnej pozycji. Ale długo to nie potrwało, bo przy pierwszym lepszym dole podrzuciło mnie do góry, dogłębnie utwierdzając w przekonaniu, że nigdy, przenigdy więcej nie wybiorę się już z nimi do sklepu z dywanami.
   Jakież było moje zdziwienie, gdy nagle ujrzałem przed sobą twarz Harry’ego.
- Jak tam, Boo? Trzymasz się? – posłał mi głupkowaty uśmiech.
- Bardzo nie mam czego się trzymać… - mruknąłem. – Zaraz spadniesz, wiesz?
- Nie, przecież si…
   Nie dokończył, bo zachwiał się i po chwili wypadł z przyczepki. Najgorzej, że w ostatniej chwili złapał się mojego dywanu. Tak więc oboje po chwili runęliśmy na żużel. Miałem to cudowne szczęście, że znalazłem się pod Stylesem. A piórkiem to on nie jest.
- ZATRZYMAĆ SIĘ! – wrzasnął przerażony Horan.
   Vanilla odwróciła się, żeby sprawdzić, co się stało. Nacisnęła na hamulec tak gwałtownie, że Niall i Zayn wylądowali na tylnej szybie. Dziewczyna wysiadła szybko z samochodu i podeszła do nas. To samo zrobił Liam.
- No i co wy znowu wyprawiacie? Myślałam, że nie ma nic gorszego od posiadania Louisa w dywanie… a jednak. No Liaś – zwróciła się do Payne’a – teraz mamy też Hazzę w kawałkach i Zialla na szybie. Już się boję, co się z nami stanie… chyba lepiej iść na piechotę…
   Liam przejechał sobie ręką po twarzy.
- Debile – skwitował, patrząc na nas przez szpary między palcami. Vanilla przytaknęła. Oboje uklękli obok nas.
- Żyjesz, Harry? – spytała. Trochę niemrawo kiwnął głową. – A co cię boli?
- Łokieć. I twarz – odparł.
- Ej, a ja? – oburzyłem się. – Wy się nim martwicie, a co ja mam powiedzieć, jak takie krówsko na mnie leży…
   Vani parsknęła śmiechem.
- Ty się już wcześniej nacierpiałeś, więc pozwól, żeby i kolega miał swoją chwilę chwały – puściła mi oczko. – Wstaniesz sam czy mam ci pomóc? – zapytała Hazzę.
- To zabrzmiało jak groźba – stwierdził, podnosząc się ze mnie.
- W takim razie źle mnie interpretujesz. Miałam jak najlepsze intencje – zapewniła go, uśmiechając się filuternie.
   Słuchając narzekań Stylesa, Horana i Malika ponownie zostałem umieszczony na przyczepce. Tym razem Vani wynalazła jakiś sznurek i przywiązała mnie nim do wykładziny. Harry’emu natomiast kazała siedzieć na tyłku i nigdzie nie łazić.
  
- O Jezusie, co wam się stało? – takim właśnie okrzykiem przywitała nas pani Spencer.
- Byliśmy po wykładzinę, nie widać? – mruknęła rozbawiona Vanilla.
- Przejeżdżaliście przez Koreę, czy co?
   Dziewczyna podeszła do mamy i położyła jej rękę na ramieniu.
- Zapamiętaj to sobie raz na zawsze: nigdy nie zabierajcie ich ze sobą na jakiekolwiek zakupy. To mogłoby się źle skończyć…  a teraz wybaczcie, ale idę wyjąć Louisa z dywanu.
- Słucham? – pani Spencer spojrzała na nią dziwnie.
- Widzisz ten czerwoniutki dywan? – Vanly wskazała palcem na louisowe zawiniątko. – To jest pan Tomlinson w wersji dywan deluxe
  
- Żyjesz tam jeszcze? – zapytałam, rozcinając nożyczkami tymczasowe mieszkanko Lou.
- No nie, jestem Zombie – mruknął.
- Ty no, na serio ten klej mocno trzyma… - stwierdziłam, ignorując jego wcześniejszą, jakże sarkastyczną uwagę. – Ale możesz już stać – popatrzyłam na chłopaka w czerwone łaty. Parsknęłam cichym śmiechem. – Wychodzi na to, że tych ubrań już raczej nie uratujesz…
- Mówi się trudno – westchnął. – Wiesz co? Idź pożegnać się z Harrym, bo jak ja go dorwę, to już nic z niego nie zostanie…
***
no heeeeej!
nareszcie rozdział. niestety, pisany jeszcze bez Anki :c no cóż, może następny się uda c;
niezbyt mi się podoba... no ale, to nie ja oceniam, tylko Wy :) 
dziękuję za ponad 400 wejść ; * i zachęcam do odwiedzania zakładki PYTANIA, GDZIE MOŻECIE ZADAWAĆ PYTANIA BOHATEROM I MI :)
do następnego! <3
kocham Was xoxoxo

8 komentarzy:

  1. Ha, pierwsza ! :D
    na try-trust-him.blogspot.com
    pojawił się nowy rozdział. ZApraszam

    a zaraz zabieram się za czytanie
    buziaki Sophie

    OdpowiedzUsuń
  2. Osz Ty matko... Ahahahahahahahahahahahahahaha:). Nie mogę, po prostu nie mogę...:). Wysłać tych pięciu kretynów do sklepu i już...katastrofa murowana:). Lou w wykładzinie...no dajcie spokój... Harry to ma pomysły:). Tylko pozazdrościć:).
    Chociaz on nie lepszy... Łażenie po przyczepie, która jest w ruchu...widać, że chłopak ma problemy z utrzymaniem dobrego kontaktu z własnym rozumem:). I ten Horan z Malikiem na tylnej szybie...:)
    Cały rozdział rechotałam jak głupia:). No oprócz momentu, gdy Hazza spadł. Bo tu raczej nie było się z czego cieszyć. Ranny Harry to nic zabawnego. Chociaz w zasadzie... Mogli go zaprowadzić z tymi ranami do jakiejś rudej, sympatycznej pielęgniarki, ja bym nie miała nic przeciwko:).
    Ale eeeem. Ja nie o swoich poglądach chciałam:). Ale w zasadzie już napisałam, rozdział przezabawny, śmiałam się cały czas:). Mąż takich więcej. Tylko bez wypadków Hazzy...:).
    Życzę ogromu weny i pozdrawiam:).

    PS: Ruszyłam z czymś nowym, wpadniesz?:)
    http://zostaw-moje-sznurowki.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. zastanawiałam się, czy fragment z Hazzą zostawić czy wyciąć... ostatecznie stwierdziłam, że jak katastrofa to katastrofa :D cieszę się, że ten jakże porąbany rozdział Ci się spodobał :)
      kocham xoxoxo
      ps. byłam i skomentowałam :3

      Usuń
    2. no i dobrze, jak katastrofa to po całości, nie.? :). tylko trochę szkoda w tym wszystkim Hazzy... nic mu nie jest, prawda.? :). bo jeśli coś... nie wiem czy to zniosę :).

      i dzięki za komentarz :)

      Usuń
  3. Genialny rozdział xD
    Nie wycinaj fragmentu z Hazzą, bo jest ciekawy , serio. Ale szkoda mi go się zrobiło :3
    No, ale ta katastrofa urozmaica akcję...okropna jestem,wiem ^^
    Czekam na next i wybacz,że tak krótko :)
    P.s
    Chciałabym zaprosić na 1 rozdział mojego opowiadania na blogger : O Justinie Bieberze. Nie jest tam sławny, a jeżeli go nie lubisz to mam nadzieję, że zaobserwujesz i skomentujesz, jednocześnie się jakoś przekonując bo zależy mi na twojej opinii , każdy komentarz motywuje :) ♥
    http://dirty-romance.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dzięki, że Ci się spodobał, w sumie to nie miałam nawet zamiaru wycinać tego Hazzowatego upadku xd jak już lecieć to po całości :d tak wiem, ja też jestem okropna ;p
      kocham xoxoxo
      ps. hmm... rzeczywiście, nie przepadam za nim, ale chętnie przeczytam :) xo

      Usuń
  4. Hey
    na try-trust-him.blogspot.com pojawił się nowy rozdział.
    Serdecznie zapraszam.

    PS. zawsze jak wchodzę na Twojego bloga to gęba mi się cieszy jak czytam tytuły rozdziałów :)

    Buziaki Sophie

    OdpowiedzUsuń
  5. Dotarłam do 5 rozdziału :D I wszystkie są naprawdę bombowe :D
    Ale i tak tytuły są najlepsze !! <3 Haha
    Czekam na kolejne ;3
    @Livlly
    xoxo

    OdpowiedzUsuń