- Zaraz cię zniszczę, kaszalocie – mruknęłam, podrzucając
lotkę do góry i mocno uderzając w nią rakietką.
- No chyba nie – prychnęła Becky i odbiła. Potem ja i tak
w kółko, dopóki to babsko nie schrzaniło tak prostego zagrania.
- Ty debilu noo – jęknęłam. – Miałyśmy już sto
siedemdziesiąt cztery! Ruszać się nie umiesz, czy co?
- To odbij coś takiego – powiedziała z wyrzutem i
zaserwowała mi lotkę pod same nogi.
- No i co ty kurde robisz? – fuknęłam. Uwielbiałam się z
nią droczyć.
- Wrzeszczysz na mnie, że nie odbijam, a sama to już,
kurka wodna, dupska nie ruszysz…
Przewróciłam
oczami i zaśmiałam się cicho. Grałyśmy razem w badmintona odkąd pamiętam.
Chociaż, nasza gra polegała głównie
na docinaniu sobie nawzajem za zmarnowane zagrania. Zawsze waliłyśmy w lotkę w
moim ogrodzie. Tam żaden kot nie właził mi pod nogi, więc miałam pewność, że
nikogo nie zadepczę.
Becky co jakiś
czas podchodziła do stolika i wyżerała moje własne, domowej roboty ciasteczka.
Tak to się, kurcze blade, w tym patologicznym domu docenia czyjąś pracę o
czwartej nad ranem. Myślała, że nie widzę. Phi, ale ona jest naiwna. I niech
sobie tam będzie, nie przeszkadza mi to.
Nagle naszą spokojną
wymianę lotki przerwały czyjeś wrzaski.
- Chyba mnie wołają – stwierdziłam, rzucając jej moją
rakietkę, którą ona, wraz ze swoją i z lotką, włożyła do futerału. Położyła to
na wiklinowym krzesełku i poszła za mną.
Skierowałam
swoje kroki na tyły ogrodu. Zrobiłam tam specjalnie wyspecjalizowane miejsce do
niezauważalnego przechodzenia na podwórko. W razie czego, jakiejś sytuacji
alarmowej czy coś, kiedy nie byłoby czasu mocować się z kluczem i furtką. Albo też
w przypadku takim, jak ten, to jest, gdy ktoś mnie (nas) woła, a nie chcemy, by
ten ludź zobaczył wnętrze ogrodu (to chyba logiczne, że jak brama jest otwarta,
łatwo zajrzeć do środka). Dlatego też, tak jak w każdym, przystosowanym do
poprawnego funkcjonowania miejscu, mam tu swoje wyjście ewakuacyjne.
Oczywiście
przechodziłyśmy przez dziurę w żywopłocie, więc Becky musiała dostać gałęzią
w twarz. Jak zwykle. To u niej normalne. Zupełnie normalne. I teraz nasuwa się
pytanie: Z kim ja się zadaję?
∞
Siedziałem z
Vanillą w salonie. Między nami panowała grobowa cisza, przerywana tylko
dźwiękiem ocierających się o siebie drutów, którymi zawzięcie robiła wściekle
żółty sweter dla Becky. Swoją drogą zastanawiałem się, czy ona go w ogóle
kiedykolwiek nałoży. A jeśli już to zrobi, to raczej z marnym skutkiem.
Nagle
usłyszeliśmy dzwonek do drzwi. Vani podniosła leniwie głowę, odłożyła robótkę i
ruszyła do drzwi. Przywitała się z kimś. Po chwili weszli do salonu.
Stała przede mną
para. Wysoka szatynka i równie wysoki blondyn. Oboje byli dość młodzi,
zdziwiłem się, kiedy ujrzałem w ręce chłopaka kopertę.
- Louis,
to jest Mary Blunt i Andrew Corner. Mary, Andy, ten tutaj to Louis
Tomlinson. Poznajcie się – przedstawiła nas Vani. Wstałem z kanapy i uścisnąłem
rękę obojgu.
- Przyszliśmy zaprosić was na nasz ślub, który odbędzie
się trzynastego lipca w kościele św. Anny* w Little Faringdon. Mamy nadzieję,
że zostaniecie również na przyjęcie weselne urządzone w naszym domu – Mary
wyrecytowała swoją formułkę i uśmiechnęła się do nas miło.
- Jasne, że przyjdziemy – Vanly ochoczo pokiwała głową i
odebrała zaproszenie od Andrewa.
- I chcielibyśmy jeszcze prosić cię, Vanilla, żebyś
została naszą druhną – uzupełnił wypowiedź narzeczonej.
- Nie ma sprawy – zaśmiała się blondynka. – Może
usiądziecie na chwilę? Zrobię herbatę i trochę pogadamy…
Mary i Andrew
usadowili się obok mnie na kanapie, a Vani pognała do kuchni.
- Byłoby cudownie, gdybyś ty także przyszedł –
powiedziała Mary.
- Chętnie – uśmiechnąłem się. – A moi przyjaciele? Oni
też mogą się pojawić?
- Ilu ich jest? – spytał Andrew.
- Czterech.
- W takim razie ty i twoi koledzy będziecie mile widziani
na naszym ślubie – stwierdziła dziewczyna.
Zapanowała
cisza. Mary przez chwilę na mnie spoglądała, aż w końcu szepnęła coś na ucho
narzeczonemu.
- Louis… - zaczęła niepewnie. – Jest taka sprawa…
- Proszę – ni stąd, ni zowąd pojawiła się Vani i wcisnęła
nam w ręce kubki z wrzątkiem. – Kontynuuj.
- Druhną będziesz ty, ale nie mamy drużby. Andrew ma same
kuzynki i znajome, więc nie wiemy, co zrobić…
- To dlatego tak wcześnie się żenisz, Andy – zaśmiała się
Vanilla.
- Głupia jesteś – fuknęła Mary, ale ona również parsknęła
śmiechem. – A wracając… pomyśleliśmy, że ty mógłbyś zostać naszym drużbą.
Vanly
zakrztusiła się herbatą. Ja wyplułem to, co miałem w ustach na kanapę.
- Ty świnio! Niedawno myłam tą tapicerkę! – wychrypiała
niezadowolona Vanly. Mary zaśmiała się dźwięcznie.
- Czekajcie, bo nie za bardzo rozumiem… - nie przejąłem
się zbytnio uwagą blondynki.
- A co tu jest do rozumienia? –spytała Mary.
- Wszystko – mruknąłem. – Skoro ja będę drużbą, a ta tu
siedząca druhną…
- Że my niby mamy razem wróżkować? – Vanilla uniosła
jedną brew do góry.
- Coś ci się w mózgownicy pomieszało. Drużbować, jak już
– poprawiłem ją.
- Drużbować, wróżkować, co za różnica? – machnęła ręką.
- Duża. Ale nieważne. My mamy niby zatańczyć ze sobą i w
ogóle? – spytałem.
- Tak – Mary uśmiechnęła się promiennie.
- Ja z nią?! Nie ma mowy!
- Ja z nim?! Nie ma mowy!
Takie dwa
zdania, wypowiedziane jednocześnie przez dwie, różne osoby, z inną gestykulacją
i mimiką twarzy, teoretycznie brzmiały dosyć śmiesznie. Ale w praktyce, to mi
do śmiechu za bardzo nie było. Ja i ona?
Prędzej to my się tam pogryziemy na tym parkiecie, niż będziemy razem tańczyć.
Zgodnie. Razem. Trzymając się za ręce. My. Oboje. Ja i Vanilla. To jest
przecież niewykonalne. Prawda?
- Proszę was, zgódźcie się – odezwał się Andrew. –
Jesteście naszymi ostatnimi deskami ratunku…
- …deskami klozetowymi chyba – mruknęła Vani pod nosem, a
ja posłałem jej pobłażliwy uśmiech.
Westchnęła
ciężko. Widać było, że jej trybiki pracują na pełnych obrotach. Tik, tak. Tik, tak. Tak lub nie. Być tym
cholernym drużbą czy nie?
Po długiej
chwili milczenia, wyprostowała się na fotelu i rzekła:
- Ostatecznie mogę się zgodzić.
Mary spojrzała
na mnie z nadzieją w oczach. No dobra, z nadzieją na całej twarzy.
- A ty, Louis?
Prosimy cię bardzo – zrobiła minę zbitego pieska.
Głośno
wypuściłem powietrze z ust.
- Zgoda. Będę drużbą na waszym ślubie.
Szatynka
klasnęła w dłonie. Z wielkim uśmiechem na twarzy uściskała mnie i Vani. A ja
modliłem się tylko o to, żeby ten cały ślub skończył się szybciej, niż się
zacznie.
∞
- Vanly! VANLY! CHODŹ TU, ALE MAM NEWSA! –usłyszałam
wrzaski Becky. Zgodnie z jej fanaberią, wyłączyłam kosiarkę i podeszłam do
niej. Stała przy drzwiach z telefonem w ręku.
- Nie uwierzysz, Spencer! TayTay do mnie dzwoniła…
- I co ci powiedziała? – przerwałam jej z żywym
zainteresowaniem.
- ŻE BĘDZIE NA ŚLUBIE CORNERA! – krzyknęła z wielkim
bananem na twarzy.
- OMG, serio? Kurcze, ale bosko! – ucieszyłam się. Obie
odtańczyłyśmy swój taniec radości.
- A co najlepsze – wysapała, kiedy klapnęłyśmy na ławkę –
będzie na nim śpiewać!
- Nie mogę się już doczekać – uśmiechnęłam się
promiennie. – Nareszcie ją zobaczymy…
- O, no właśnie – Becky zapaliła się żaróweczka w mózgu.
– Swift zostaje tu z nami caaały tydzień!
- NAPRAWDĘ? – pisnęłam.
Byłam
przeszczęśliwa. Ostatni raz widziałam ją… dawno. Tylko czasami gadałyśmy przez
telefon, ale to przecież nie to samo. Tak samo słuchanie jej piosenek na żywo
jest o wiele lepsze, niż z radia albo z płyty. TayTay ma cudowny głos. Od
wydania jej pierwszego albumu urządzała nam mini – koncerty. Często kończyło
się na wspólnym wyciu Twinkle Twinkle
Little Star albo Don’t Worry Be Happy.
Bo śpiewem to tego nazwać nie można.
- No, Gomez. My tu gadu – gadu, a ja muszę w tył zwrot do
roboty. I byłoby miło, gdybyś ty też swoje cztery litery ruszyła i mi pomogła –
odezwałam się, kiedy tylko zamknęła gębę, żeby zaczerpnąć powietrza. Becky to
straszna gaduła.
- Co mam niby robić? Trawę trzymać, żeby ci było lepiej
kosić? – sarknęła.
- Nie pyskuj mi tu, młoda – walnęłam ją z pięści w ramię.
– Idź krowę wydoić, na pewno się ucieszy z towarzystwa – parsknęłam śmiechem,
zrzucając ją z ławki.
∞
- Kocham cię, wiesz? Jesteś taka delikatna… schrupałbym
cię, ale twoja wyjątkowa uroda nie pozwala mi na to… powiedz, odwzajemniasz
moje uczucia?
- Niall, kanapka ci nie odpowie – westchnąłem, obracając
telefon w rękach. Czekałem na kolejnego esemesa od Perrie.
- Skąd wiesz? A może jednak?
- Horan… - pacnąłem się z otwartej ręki w czoło. – Za
dużo kuchennych rewolucji, oj za dużo…
- Siemka, Ziall! Co porabiacie? – do pokoju wpadł Hazza i
wcisnął mi się na łóżko.
- A nie widać? Niall oświadcza się swojej kanapce, ja
piszę z Pezz. Nudy…
- To chodźcie ze mną po farbę – Harry pociągnął mnie za
sobą.
- Po co ci farba? – spytał blondyn.
- Vanilla będzie malować dom, więc wysłała nas po farbę.
To idziecie?
- Czekaj… - Horan wepchnął sobie do gęby całą kanapkę i
odezwał się z pełną paszczą: - Możemy jechać.
- Ty prosiaku! Nie pluj na mnie…
∞
- Gomez, jesteś mi
potrzebna – złapałam Becky następnego dnia rano.
- Do usług, Spencer – ukłoniła się przede mną.
- Nie pajacuj mi tu, tylko chodź – pociągnęłam ją za rękę
do mojego pokoju.
Usadziłam ją na
łóżku, a sama podbiegłam do szafy i jednym, gwałtownym ruchem ją otworzyłam.
Włączyłam swój szperacz i po kilkuminutowym przetrząsaniu zawartości, wyjęłam z
niej trzy sukienki.
- A teraz pytanie do ciebie, kaszalocie. Ta, ta czy ta - podyndałam jej przed oczami kolorowym materiałem.
- Czy wszystkie twoje sukienki są w kwiaty? – zapytała,
oglądając je ze wszystkich stron.
- Jedna niekwiatowa jest – odparłam zgodnie z prawdą.
Becky podeszła
do szafy.
- Skąd ty to masz? – parsknęła śmiechem, wyjmując tą
nieszczęsną sukienkę.
- Taylor… - westchnęłam.
- Ma dziewczyna nosa – pokiwała z uznaniem głową. - Ta
jest idealna – zakomunikowała. – Zobaczysz, jak się Louis będzie ślinił na twój
widok.
- Ty chyba na łeb upadłaś. Nigdy tego nie włożę! –
zaprzeczyłam szybko.
- Buty ja ci pożyczę… i biżuterię, jakiś pierścionek czy
coś… będziesz gwiazdą tego przyjęcia, mówię ci – trajkotała jak najęta. –
Zrobię ci makijaż i fryzurę, i w ogóle wszystko! Każdy facet będzie chciał z
tobą tańczyć…
- Nie włożę tego – stwierdziłam twardo.
- Włożysz, włożysz. Już ja mam sposoby na ciebie… może
tak rundka hulajnogą? - uśmiechnęła się szatańsko.
- Boże… dlaczego ty znasz każdy mój słaby punkt? –
jęknęłam, dając za wygraną. Niech jej tam będzie. Potem ją zabiję…
∞
- Ruszcie dupska, jedziemy po garniaki dla was –
powitałam ich z szerokim uśmiechem na ustach i zaczęłam zdejmować z nich
kołdrę.
- Jeszcze pięć minut – zajęczał Zayn.
- Pff, chyba w twoich marzeniach. Ślub już jutro, a wy
nie macie w czym iść. No, chyba, że pójdziecie w samych gaciach. Będzie o was
głośno w całej wsi. Już widzę te nagłówki w gazetach… „Znany
zespół One Direction zrobił furorę na weselu państwa Corner”.
- Ja tam mogę tak iść – mruknął Harry.
- Ty to byś nawet nago poszedł – machnął ręką Liam, który
już się zdążył wytoczyć z łóżka. – Vanilla, skoro prośby nie pomagają, musimy
użyć drastycznych środków…
- Idziemy po wodę.
- Czytasz mi w myślach…
***
*nie mam pojęcia, jakie są kościoły w Little Faringdon (taka miejscowość naprawdę istnieje w Anglii), więc wymyśliłam pierwszą lepszą nazwę :D
tadaaaaaaaaaaam!
oto 5 rozdział, już normalnej długości :) muszę Wam powiedzieć, że bardzo dobrze mi się go pisało. i bardzo szybko. w dwa dni :o nawet mi się podoba, co jest u mnie rzadkością...
a tera ogłoszenia parafialne:
1. WIELKIE DZIĘKUJĘ ZA TE 900 ODWIEDZIN <3 JESTEŚCIE FENOMENALNI ;*
2. POSTANOWIŁAM WPROWADZIĆ ZASADĘ CZYTASZ = KOMENTUJESZ. JEST TYLE WEJŚĆ, A TAK MAŁO KOMENTARZY ;C MAM NADZIEJĘ, ŻE KTOKOLWIEK DOSTOSUJE SIĘ DO TEJ ZASADY.
3. NASTĘPNY ROZDZIAŁ NIE WIEM KIEDY. BYĆ MOŻE ZA TYDZIEŃ, BYĆ MOŻE WCZEŚNIEJ.
okej, to chyba tyle. w rozdziale 6 wielkie przygotowania do ślubu :)
do następnego :)
kocham Waaaas xoxoxo
ślub.? drużba.? ahaaaaa, czuję, że miałam nosa :). tak, Lou powinien się ślinić na widok Vanly.. i będzie romansik :). ahhh, już się nie mogę doczekać co tych pięciu debili wymyśli na ślubie.! :). wpadną w tort.? zniszczą suknię panny młodej.? albo samochód, którym para młoda miała jechać na ślub.? cokolwiek by to nie było, mam nadzieję, że Vanly ich za to nie zabije... :)
OdpowiedzUsuńco do rozdziału. jak zwykle zabawny, lekki i przyjemny :). podobają mi się dialogi, które tworzysz, wiesz.? :). są takie naturalne... no, fajne :). mam jednak ochotę na więcej takich w wykonaniu Lou i Vanly. bo to ciekawa para :). co do Nialla... ahahahahahaha :). oświadcza się kanapce... :). weź, bo Becky będzie zazdrosna... :). niech mu z głowy dziewczyna wyrzuci to jedzenie :).
okej, Zayn i Pezz się pojawili. a Liam i jego niewysłowiona miłość do Dan.? powinien chłopak wisieć cały czas na telefonie, no, przynajmniej w moim zamierzeniu.. ale to Twoja historia :). także ten... pisz szybko ten kolejny rozdział, bowiem nie mogę się doczekać tego ślubu :).
życzę ogromu weny i pozdrawiam.! ;*
http://boy-from-bakery.blogspot.com/
http://zostaw-moje-sznurowki.blogspot.com/
hahah, myślisz że powinien? :D ślub, masa roboty, więc, znając możliwości chłopaków, na pewno coś im się przydarzy :) Vanly za bardzo ich lubi, żeby ich zabijać :P
Usuńbardzo się cieszę, że Ci się podoba ^^ dialogi to mój największy kłopot, bo zawsze nawalam ich za dużo. bardzo nie lubię pisać opisów miejsc, czy czegoś takiego, więc zawsze jest tego za mało... moje rozdziały spokojnie mogłyby polegać głównie na dialogach, ale nie czyta sie tego najlepiej... tak więc jakoś zmuszam się do wciskania tu i ówdzie opisów czy czegoś tam.
Louis i Vanly ciekawa para powiadasz? też ich lubię. a Niall z kanapką jest bardzo słodki, nie martw się o Becky :) poza tym, tak się nie da... to niewykonalne, wyrzucić wiecznie głodnemu Horanowi z głowy jedzenie...
co do Dan - jeszcze się poważnie zastanawiam, czy wystąpi w opowiadaniu. może tak, może nie. okaże się :)
kocham xoxoxo
Ohh wybacz, że nie zajrzałam wcześniej ale po prostu wiesz dużo szkoły, szkoły i szkoły :c
OdpowiedzUsuńPo przeczytaniu rozdziału stwierdzę, że na miarę mistrzów xD
Podoba mi się to, że nie próbujesz nic na siłę kombinować, bo to fajne. I to bardzo. Piszesz lekko i widać, że lubisz to robić. Cieszę się, że wplotłaś do opowiadania Zayna i Pezz bo więcej osób nigdy nie zaszkodzi xD
Chciałabym, żeby Lou był z Vanly, chociaż to dopiero 5 rozdział, ale co tam ^^
Czekam na cd, pozdrawiam i zapraszam do mnie na rozdział 2, mam nadzieję, że szczerze skomentujesz i zaobserwujesz bloga, bym nie musiała powiadamiać o tych rozdziałach , bo jestem leniem xD
http://dirty-romance.blogspot.com/
Nominowałam Cię do Liebster Award!! Więcej u mnie --> try-trust-him.blogspot.com
OdpowiedzUsuńbaardzo Ci dziękuję za nominację! x niedługo się za to wezmę :)
Usuńkocham xoxoxo
Baardzoo fajny rozdział :)) tak jak każdy:3 już się nie mogę doczekać kolejnego rozdziału ! :D
OdpowiedzUsuńDalej rozwalasz mnie tekstami Val :DD
OdpowiedzUsuńmówię Ci, śmieje się jak jakaś opętana madre patrzy się na mnie jak na debilkę o.O
W sumie nie dziwne, mój śmiech i zachowanie podczas niego nie należy do normalnych.
Tak, Val z decydowanie jest najlepsza !
Wariatka jedna :D
PS. właśnie wrzuciłam nowy rozdział. i mam propozycję, żeby nie spamowac może po prostu zaobserwujesz ;p?
Buziaki Sophie
Hahahaha, Val jest geniuszem :D
OdpowiedzUsuńTy jesteś geniuszem! Jesteś fantastyczna!
Czekam z niecierpliwością na kolejną porcję śmiechu.
całusy :)