czwartek, 11 lipca 2013

10. “Kur… de”



- Co tu się kurna dzieje?
   Nie wiem, jakim cudem tych pięć słów wydostało się z mojego ściśniętego do granic możliwości gardła. Zamrugałam parokrotnie powiekami łudząc się, że to, co zobaczyłam jest po prostu jakąś potworną halucynacją. Ale nie. Pijany ojciec naprawdę stał nad mamą z ze szklaną butelką w ręku i wrzeszczał na nią, nie zważając na naszą obecność. Wymachiwał niebezpiecznie przedmiotem tuż nad jej głową. A ona biedna kuliła się tylko bezradnie, próbując w razie czego uniknąć jakichkolwiek ciosów z jego strony.
   Cała nasza piątka patrzyła na to z niemałym szokiem. Tata nie należał nigdy do osób porywczych i w jakiś sposób agresywnych. Nawet, gdy był kompletnie nawalony, tak jak teraz. Znałam go przecież od zawsze, nigdy wcześniej nie odpierdzielał czegoś takiego. Chłopaki też zdążyli się przekonać, że był on tylko lekko głupkowatym, wesołym i niestety trochę podupadłym na zdrowiu facetem z łbem na karku. Zawsze powtarzał, że dopóki będzie żył, ma zamiar ciągle się uśmiechać. I rzeczywiście – niczym dziecko szczęścia zawsze żartował ze wszystkiego. Gdy dostałam pałę w szkole, wybuchał głośnym śmiechem twierdząc, że prawdopodobnie za dużo czasu spędzam z naszą krową, która mój mózg zamienia w łaciaty materiał i to dlatego. A ja mówiłam, że słoneczko przygrzało i takie pierdoły gada. Ale fajnie było, bo kto nie chciałby ojca chichrającego się razem ze swoim dzieckiem z nauczycielki, która oparła się o nieistniejące oparcie fotela i spadła z głośnym hukiem z taboretu?
   Nigdy nie poznałam tego strasznego oblicza taty. Ba, nie wiedziałam w ogóle, że takowe istnieje. Lecz niestety, najwyraźniej nie dostałam omamów wzrokowych (o które w tamtej chwili gorliwie się modliłam), sądząc po reakcjach pozostałej czwórki.
   Bylibyśmy stali tam do rana, z rozdziawionymi gębami i czekali na dalszy rozwój sytuacji, gdyby nie sekundowy wstrząs, spowodowany głośnym przerywnikiem wrzasków ojca w postaci plasknięcia i podziałał na nas niczym kubeł zimnej wody. Bo on właśnie uderzył mamę. Ręką. W twarz. Dzięki Bogu, że nie butelką… zamilcz, głosie w głowie.
   Moje działanie było czystym impulsem. Podbiegłam do taty, wyrywając mu pustą butelkę z dłoni i potrząsnęłam nim mocno, nie zważając na szlochające apele mojej mamy.
- Co ty człowieku odpierdalasz? – wrzasnęłam i sekundę potem złapałam się za policzek, który zapiekł po bliskim spotkaniu z łapą ojca.
- Nie wtrącaj się, gówniaro – wysyczał. Strasznie plątał mu się język, ale chyba zbytnio mu to nie przeszkadzało.
- Nie pozwolę ci bić mamy, do jasnej cholery – warknęłam wściekle, próbując wyrwać nadgarstki z jego żelaznego uścisku. – Idź na górę, ogarnij sie i idź spać – głośny płacz mamy zagłuszył mój własny krzyk, kiedy to zostałam złapana za włosy i mocno popchnięta na ścianę.
   Zacisnęłam powieki i podniosłam głowę, patrząc na niego z rządzą mordu w oczach. Byłam po prostu wściekła. Miałam ochotę przywalić mu czymś tępym w łeb, jednak nic podobnego nie znajdowało się aktualnie w zasięgu moich rąk. Twardym krokiem ruszyłam w jego kierunku, mając zamiar uszkodzić mu tą jego bezczelną twarz. Powstrzymały mnie ciepłe dłonie na moich biodrach, a kolejne dwie pary rąk unieszkodliwiły szarpiącego się ojca.
  
   Głośne krzyki dochodzące z kuchni przywołały do niej Nialla i Liama. Na początku oboje nie wiedzieli, co jest grane, jednak widok szamotaniny ojca z córką od razu ich przebudził. Wszyscy cudownie otrzeźwieliśmy.
- Ja, Niall i Perrie zajmujemy się mamą, Zayn i Harry tatą, Louis Vanillą – Liam poinstruował nas szybko co i jak.
   Momentalnie doskoczyliśmy na swoje stanowiska, jeśli można to tak nazwać. Sprawnie złapałem Vanillę za biodra, stanowczym ruchem przyciągając ją do siebie. Zdawałem sobie sprawę, że ta dziewczyna ma bardzo dużo siły i mogłaby pijanemu Spencerowi nawet złamać nos, dlatego widząc jej nagły atak wściekłości, szybko zareagowałem. W tym czasie Horan, Payne i Edwards zaprowadzili roztrzęsioną panią Rosalię do pokoju na piętrze, a Hazza z Malikiem zajęli się panem Albertem. Ja… cóż, ja próbowałem w jakiś sposób załagodzić wybuch Vanilli.
- Zostaw mnie, puść! – krzyczała. – Muszę zrobić coś temu sukinkotowi!
- Vanilla, to jest twój ojciec – uświadomiłem je ostro, chwytając za ramiona.
- Nie, to nie jest mój ojciec, do cholery! To jest obcy człowiek! Mój tata nigdy by czegoś takiego nie zrobił!
- Spencer, uspokój się – potrząsnąłem nią mocno, patrząc prosto w jej niebieskie tęczówki. – On jest pijany. Założę się, że jutro nie będzie pamiętał zupełnie nic…
- Alkohol go kurna nie usprawiedliwia – warknęła.
   Nagle wyrwała się z mojego uścisku, ale ku mojemu zdziwieniu, nie poszła pobić ojca. Ruszyła w stronę ściany, po której zsunęła się na podłogę i zaczęła płakać. Tak po prostu, podkuliła kolana pod brodę i wylewała hektolitry łez na swoją sukienkę.
   Powiedzieć, że byłem zdziwiony to za mało. Stałem tam przed nią i gapiłem się na to jak wyje, niczym skończony idiota. Co jak co, ale Vanilla była ostatnią osobą, którą podejrzewałbym o tak… Emm, dziewczęce odruchy, jakimi jest na przykład płacz. Chociaż z drugiej strony, ja też bym chyba podobnie zareagował na taką sytuację, która jest… no, beznadziejna.
   Po chwili ocknąłem się z rozmyślań i momentalnie znalazłem się przy blondynce. Usiadłem obok niej, opierając się plecami o zimną ścianę. Spojrzałem w jej kierunku. Niepewnie, niesiony współczuciem i totalnym impulsem, przysunąłem się bliżej, by objąć ją i przyciągnąć do siebie. Nie odsunęła się. Wręcz przeciwnie, oplotła mnie rękami w pasie, zaciskając palce na mojej marynarce. Uśmiechnąłem się delikatnie. Wyglądała teraz jak mała, bezbronna dziewczynka.
   Nie przejmowałem się tym, że białą koszulę mam już całą mokrą, w tuszu do rzęs. Chciałem ją uspokoić, więc szeptałem jej do ucha co mi ślina na język przyniosła. Cały czas głaskałem ją po plecach i włosach. I chyba pomagało, bo szlochała coraz ciszej, aż w końcu jedyne co słyszeliśmy, to nasze oddechy i bijące serca.
  
   Stąpałem nerwowo po pokoju, zerkając na panią Rosalię, płaczącą w ramionach różowowłosej. Perrie obejmowała ją w pasie, delikatnie gładząc po plecach i gadając jakieś idiotyzmy na poprawę humoru. Mało to pomagało, bowiem głośnie lamentowanie pani Spencer cały czas odbijało się echem po pokoju. Liam przeszukiwał okoliczne szafki i szuflady w poszukiwaniu jakiegoś czegoś na uspokojenie i na sen. Dobrze by było, gdyby po dniu pełnym wrażeń trochę się kimnęła. W takiej sytuacji najlepiej zadziałałaby Hydroksyzynka, ale sądząc po działaniach Liama, jeszcze takowej nie znalazł.
- Pójdę sprawdzić w kuchni – zakomunikował prawie bezdźwięcznie, po czym ulotnił się z pokoju.
   Podszedłem do łóżka, na którym siedziały Pezz i pani Rosalia. Cichutko klapnąłem sobie na miejsce obok tej drugiej.
- No niechże się już pani ogarnie – rozkazała Perrie stanowczym, aczkolwiek łagodnym tonem.
- Ciocia – poprawiła ją mama Vanilli, pociągając nosem. – Mówcie mi ciociu.
- Dobra pani ciociu, a więc niech się pani ciocia ogarnie wreszcie – sprostowała różowowłosa, teatralnie wzdychając, czym wywołała delikatny uśmiech na twarzy cioci Rosalii. – Liam zaraz przyjdzie z Hydroksyzynką, pani ciocia sobie łyknie, popije wodą i palulu, a jutro będziemy rozkminiać. Może tak być?
- Może, może – ciocia zachichotała lekko. Naszą odpowiedzą był w miarę cichy okrzyk radości i piękna piąteczka. – Jesteście naprawdę niesamowitymi osobami. Potraficie poprawić mi humor, a to bardzo trudna sztuka.
   Perrie milczała przez chwilę.
- Aww, to było słodkie, pani ciociu – odezwała się wreszcie. – Bardzo dziękujemy, co nie Niall?
- Tak jest – pokiwałem energicznie głową.
- No, to wszystko sobie wyjaśniliśmy, a teraz pani ciocia weźmie sobie czyste majteczki, piżamkę i co tam sobie pani ciocia jeszcze życzy i do łazienki pomyka się przebrać. Pani ciocia sobie tu wróci, Hydroksyzynka w dłoń i dobranoc – Edwards popchnęła roześmianą ciocię w stronę szafek i po chwili zniknęła za białymi drzwiami łazienki.
- Fajna kobieta – podsumowała Perrie. Przytaknąłem, uśmiechając się pod nosem.
- Gdzie pani Rosalia? – do pokoju wszedł Liam, niosąc w dłoni chyba Hydroksyzynę i szklankę z wodą.
- W kiblu – odparła różowowłosa. – Co z Lou i Vanillą?
- Śpią. Nie wiem jakim cudem, ale śpią. Bez większych obrażeń.
  
- Kurna, przestań się pan szarpać! – warknął Harry, porządnie już wyprowadzony z równowagi. Zresztą mnie też już kończyła się cierpliwość. Pijany Spencer jest niemożliwy.
   Ojciec Vanilli wił się jak piskorz, wrzeszczał, kopał i wyrywał się. Ledwo co przebrnęliśmy przez schody. Po drodze nieraz dostaliśmy pięścią w twarz czy brzuch. Przeklinałem w duchu wszystko, co stawało nam na drodze.
   Harry kopniakiem otworzył te przeklęte drzwi pokoju gościnnego (jedynego wolnego pokoju gościnnego, drugi  zajmowała śpiąca Becky). Wprowadziliśmy Spencera do pomieszczenia i rzuciliśmy go na łóżko, by potem jak najszybciej zwiać, uniemożliwiając mu drogę ucieczki. Na szczęście był tak zalany, iż podejrzewam, że miałby spore trudności z otworzeniem okna, więc o to też nie musieliśmy się martwić.
   Zamknęliśmy dębowe drzwi na klucz, który wygrzebałem spod dywaniku i oparliśmy się o nie plecami, ignorując walenie w drewno po drugiej stronie. Westchnąłem ciężko.
- Nie spodziewaliśmy się takiego obrotu sprawy – odezwał się Harry półgłosem. – Mam wrażenie, jakby cała ta wódka, którą wypiłem, już dawno ze mnie uleciała. Mogę ci przysiąc, że mam pełną świadomość tego, co aktualnie robimy.
- Myślę, że na każdego z nas ta sytuacja podziałała otrzeźwiająco – odparłem. – Jestem strasznie zmęczony i bolą mnie nogi – dodałem po chwili.
- Mnie też. Chyba idziemy się położyć, co nie? – kiwnąłem głową i oboje udaliśmy się do naszego pokoju.
  
   Przekręciłam się na drugi bok i poprawiłam się na swojej poduszce. Wcale nie pasowało mi, że się obudziłam. Wręcz przeciwnie, miałam zamiar z powrotem zapaść w błogi sen i obudzić się koło siódmej. Nie później, bo ktoś przecież musiał nakarmić zwierzęta, co nie?
   Bardziej wtuliłam się w poduszkę, słysząc nad swoim uchem jakieś niezadowolone mruczenie. Objęłam ją  oboma rękami , przy okazji naciągając koc pod sam nos. Upajając się przyjemnym, nieznanym mi zapachem, zaczęłam liczyć owieczki, żeby szybciej zasnąć. Byłam gdzieś około sto trzynastej, na pograniczu snu, kiedy do moich uszu dobiegł czyjś wrzask.
- Dajcie mi aspirynę!
   Zatkałam uszy i jednocześnie poczułam, jak ktoś obejmuje mnie oboma rękami w talii. Cicho przeklęłam pod nosem, kiedy krzyki nie ustąpiły.
- Przymknij się, do cholery. Spać próbuję – mruknęłam niezadowolona, obracając się na brzuch. Już myślałam, że ten natręt da se siana, ale kurde nie. Musiał drzeć mordę dokładnie wtedy, kiedy zmęczona ja chciała się zdrzemnąć.
- VAAAAANILLAAAA!!! GDZIE TRZYMACIE ASPIRYNĘ?
   Gwałtownie podniosłam się do pozycji siedzącej. Zbyt gwałtownie. Nie dość, że zakręciło mi się w głowie, to jeszcze przypierdzieliłam łbem o kant stołu. Cudownie. Otworzyłam oczy. I od razu tego pożałowałam.
-Co jest? Coś się stało? – zaspany Louis usiadł sobie wygodnie i nim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, dostał w łeb stołem, tak jak ja.
- Kur…
-  …de.
- Nie to chciałem powiedzieć – stwierdził, pocierając bolące miejsce dłonią.
- Wiem. Dlatego właśnie dokończyłam za ciebie – wyjaśniłam, wzruszając ramionami.
- Nie lubię cię.
- Ja ciebie bardziej.
- Zejdź ze mnie.
- To ty wyjmij swoje nogi spod mojego tyłka…
- Jesteś idiotką.
- A ty idiotą.
- No i fajnie.
- I fajnie.
- No weź zejdź, debilko.
- Jak przeprosisz za debilkę, to zejdę.
- Chyba śnisz.
- To nie zejdę, twój wybór.
- Przepraszam, spierdalaj.
- Miły jesteś.
- Wiem.
- Wczoraj się całowaliście – wtrącił Horan, stając naprzeciwko nas.
- Alkohol – stwierdziliśmy równo z Louisem. Niall zaśmiał się wesoło.
- Śmiej się głośniej, to mi mózg rozsadzi – warknęła Becky, wchodząc do kuchni.
- O, przyszła nasza imprezowiczka – zachichotałam, schodząc z kolan Tomlinsona. Brunetka pokazała mi środkowego palca, na co ja tylko prychnęłam z rozbawieniem i poszłam przygotowywać umarłym aspirynę.

***
WIEM że znowu sie spóźniłam. kurde, ja to jestem jakiś nie wiem kto. nie mogę wam obiecywać dokładnych terminów na rozdział, bo zawsze i tak sie spóźnię. i to tylko i wyłącznie przez moje lenistwo, matkoo...
ale nie zabijajcie mnie. Bóg mnie już ukarał, uwierzcie. jestem zjarana jak kiełbaska na grillu i to wcale nie jest przyjemne. wcale... nie moge spać w nocy bo plecy pieką jak licho...
ale do rozdziału...
co myślicie? 
zaskoczeni? 
już od początku planowałam tą akcję, ale nie wydaje mi się, żebym ja opisała jakoś nie wiadomo jak fajnie. mam wrażenie że to wszystko jest zbyt chaotyczne, ale ocena należy do was, więc ja już nic nie mówię...
piszcie w komentarzach, kochani co myślicie :)
CZYTASZ = KOMENTUJESZ <-- REMEMBER!
a no i bardzo bardzo bardzo dziękuję wam za ponad dwa i pół tysiąca wyświetleń!
o matko! 
patrzę i sie nie moge nadziwić! jesteście AMEJZING <3
a teraz spadywam, do następnegoo.
całuskii <3
muminek.

ps. zaaktualizowałam zakładkę bohaterowie :) wpadnijcie ^^

5 komentarzy:

  1. Ty marudo, Ty. jak możesz narzekać na TAKI rozdział.? jestem w szoku... po prostu w czystym szoku. nie spodziewałam się takiego obrotu akcji, bo... no sorry, zazwyczaj unika się takich tematów w tego typu opowiadaniach. a tu proszę. podziwiam Vanly. jest silną... (wiesz, że przez ten rozdział straciłam zdolność logicznego myślenia.? nie mogę znaleźć słowa...) i silną dziewczyną, która nie da sobie wejść na głowie. to jak chciała obronić matkę...
    a ta scena "pod ścianą"... matko kochana, to moja ukochana scena w Twoim opowiadaniu.! jest taka... taka... słowo daję, mam pustkę w głowie. co Ty mi zrobiłaś.? ;). nieeee, po prostu zero logicznego myślenia... rozdział ściął mnie z nóg. po prostu. to Ci powinno wystarczyć :).
    i wiesz co jeszcze.? może wcześniej tego nie mówiłam, ale masz świetny styl pisania. taki prostu, naturalny, bez tego... wiesz... no, wzniosłości. uwierz mi, chciałabym tak pisać. tak zwyczajnie, naturalnie. jak Ty. powiesz mi jak Ty to robisz.? :).
    no to ten... ja już kończę ten swój wywód, bo normalnie tylko się pogrążam. w głowie jedna wielka pustka. i to Twoja wina... :).
    buziaki xx.

    OdpowiedzUsuń
  2. przecuuuuuuuudowny! Piszesz wspaniale. Ubóstwiam Cię i zazdroszczę talentu.
    Najbardziej podoba mi się Louis. Jest taki niezdecydowany. Myśli co innego, robi co innego. Aww *.*
    Dodaję do obserwowanych.

    OdpowiedzUsuń
  3. Miałabyś czas zajrzeć na mojego bloga? Zaczynam i osoby, które wyrażą swoje zdanie są potrzebne, aby dodać mi otuchy i trochę wsparcia. Miłobybyło gdybyś poświęciła choć trochę czasu : )

    niewierne-uczucia.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. jasne, postaram się wpaść w wolnej chwili xx

      Usuń
  4. Heeeeeeeeej :)
    Dotarłam i ja, wybacz, że dopiero teraz ale brak czasu mnie dopadł...
    Kocham sprzeczki Val i Lou *-* jak ich zeswatasz to się chyba pozabijają ;p
    Ale nie dopuść do tego, niech żyją :DDD

    try-trust-him.blogspot.com
    Buśka ;)

    PS. Dziś krótko, bo dorwałam się do komputera w pracy, a szef zaraz wróci.

    OdpowiedzUsuń