niedziela, 29 grudnia 2013

Country Christmas!


  witam witam!
jak tam wam święta minęły? no właśnie, minęły, a ja znowu wyjeżdżam z country christmas... no ale, choinki jeszcze są, nie? więc mam nadzieję że zechcecie jeszcze poczytać trochę świątecznych zmagań rodziny spencerów, becky, taylor i one direction C:
w związku z poradą mojego nowego testera, jest to druga część cc, ALE JESZCZE NIE OSTATNIA! ostatnią częścią będzie już definitywnie trzecia, i myślę że będzie o wiele bardziej romantyczna i w ogóle taka magiczno świąteczna c; czy warto na nią czekać? nie wiem, ocenicie c;
no i to... oddaję do waszej dyspozycji część drugą, z której nie jestem zbytnio zadowolona, aczkolwiek mojemu nowemu testerowi się podoba, soooł mam nadzieję że i wam przypadnie do gustu..
miłego czytania c;
mumineg

ps. przyjmijmy, że w country christmas wszyscy są katolikami i obchodzą wigilię tak jak obchodzi się ją w Polsce... cóż ja poradzę, że nie znam się na innych kulturach?


Country Christmas 

...czyli przepis na katastrofalne święta. part 2


- Ile razy mam ci jeszcze mówić, pacanie, że masz to powiesić bardziej w lewo, a nie w prawo?!
   Becky łaziła w kółko po pokoju, doszczętnie zirytowana zachowaniem Stylesa. Harry najwyraźniej nie słuchał jej już od jakichś trzydziestu minut, bo ciągle robił zupełnie odwrotnie, niż miał robić. Gomez traciła już resztki cierpliwości i w sumie się jej nie dziwię. Miałem tylko nadzieję, że go nie zabije…
   Do mojej pracy na szczęście się nie przyczepiała. Dostałem za zadanie zrobić stroik na drzwi i jak na razie, szło mi całkiem nieźle. Podstawę z gałęzi świerku ozdabiałem bombkami, sztucznym śniegiem, kokardami i różnymi innymi pierdołami. Muszę przyznać, że podobała mi się ta robota. Poza tym, efekt końcowy wyszedł dobry, sądząc po tym, że Becky mnie pochwaliła. Cieszyłem się, że wreszcie ktoś docenił mój trud i zaangażowanie… Ręce miałem całe pokute igłami i zlepione taśmą klejącą!
- Błagam cię, Styles. Po prostu przesuń ten łańcuch w lewo – warknęła brunetka, patrząc z dołu na stojącego na drabinie lokowatego.
- No przecież przesuwam, do jasnej cholery! – jęczał.
- To jest prawa strona, debilu… – Becky przejechała sobie ręką po twarzy. Parsknąłem cichym śmiechem. – Tu się nie ma z czego śmiać, Malik… Weź ty to lepiej zrób…
   Harry posłusznie zszedł z drabiny, a ja zająłem jego miejsce na najwyższym szczeblu. Udało mi się zawiesić łańcuch prosto, więc również udało mi się zadowolić Becky. Potem przyszła pora na dwie, papierowe gwiazdy, które wcześniej zrobiła z Taylor.
- Harry, podaj mi jedną – powiedziałem, wyciągając ręce w jego stronę i wychylając się nieco. – Podejdź bliżej!
   Styles najwyraźniej myślał, że jestem człowiekiem gumą, bo stanął pięćset metrów ode mnie, szczerząc się jak powalony. I niby z takiej odległości miałem wziąć od niego ozdoby… Powodzenia, Styles…
- Daj mi to, ćwoku…
   Becky weszła między nas akurat wtedy, kiedy ja zbyt mocno wychyliłem się po gwiazdy. Drabina niebezpiecznie zakołysała się, przechyliła, aż w końcu całkowicie przewróciła. Nie muszę chyba dodawać, że ja byłem na jej czubku, a Gomez na linii jej upadku. Wylądowałem na staranowanej dziewczynie, zostając z hukiem przygniecionym przez drabinę. Hazza Farciarz zwiał w ostatniej chwili…
- O kurna… - jęknęła Becky gdzieś pode mną (nie kojarzyć sobie ludzie… trochę przyzwoitości!).
- Ała… - wrzasnąłem, próbując rozmasować bolący łeb, w który oberwałem jednym ze szczebli.
  Aby patrzeć, a Laylor przybiegnie… O właśnie…
- Chryste Panie, co wy wyprawiacie?! – przeraziła się Taylor.
- Swift, idiotko, nie gadaj, tylko weź go ze mnie – warknęła Becky, dźgając mnie palcem w żebra.
   Blondynka i Liam podnieśli drabinę, a potem mnie, co jakiś czas rzucając pełne zgorszenia spojrzenia temu debilowi Harry’emu, który przez cały ten czas tarzał się po podłodze przy akompaniamencie głośnego śmiechu.
- Co jest z nim nie tak? -  mruknąłem sam do siebie.
- Chyba wszystko – westchnęła Becky, otrzepując kurz z ubrania. No rzeczywiście, bo podłoga po dwóch godzinach pucowania jest naprawdę brudna…
- To było pytanie retoryczne…


 - Wróciliśmy! Z choinką! I z mokrym Horanem!
   Louis darł się już od progu, oznajmiając tym samym przybycie choinkowców. Vanilla wkroczyła do salonu, ciągnąc za sobą ośnieżonego Nialla. Czyżby oni mieli więcej wpadek niż my? zastanowiłem się. Prawdopodobnie tak… natychmiast odpowiedziałem samemu sobie.
- Odholujcie tego ćwoka na górę, niech się przebierze i przyjdzie na herbatę – zarządziła Vanly, rozpinając brązową kurtkę. – Weź tą choinkę, Tomlinson! -  kiwnęła na Louisa.
   Po chwili usłyszałem wrzask szatyna, który miał widoczny, albo raczej słyszalny problem ze zmieszczeniem się w drzwiach. Zayn i Liam, który właśnie wyleciał z kuchni, gdzie urzędował z Taylor już dobre cztery godziny, pobiegli mu pomóc. Ja natomiast dopadłem Vanillę, rządząc szczegółowego sprawozdania z ich wyprawy.
- Więc… - blondynka usiadła na jednym z foteli i poczęła lustrować pomieszczenie wzrokiem. – Na początku Horan mnie przestraszył, na co zahamowałam zdecydowanie zbyt gwałtownie, w efekcie czego robiliśmy furgonetkę, a na dodatek zakopaliśmy się z traktorem w śniegu. Próbowaliśmy go jakoś wyciągnąć, ale było to praktycznie niewykonalne… Dlaczego ten wazon jest zbity?
   Vanly zmarszczyła brwi, przerywając opowieść i spojrzała wymownie w stronę komody. Ja również tam zerknąłem i dostałem mini – zawału.  Na podłodze leżały kawałki niebieskiego wazonu, który jeszcze godzinę temu stał sobie spokojnie na komodzie… Musieliśmy go zrzucić, gdy przewróciliśmy drabinę… Tylko jakim cudem żeśmy go nie zauważyli wcześniej? Szybko odkręciłem się z powrotem na kanapie i posłałem przepiękny, niewinny uśmieszek zdezorientowanej Vanilli.
- Mów dalej, kochana. Nie przerywaj sobie – zaplotłem ręce przed sobą, aby wyglądać na niezwykle zaabsorbowanego intrygującą opowieścią o ich zmaganiach z choinką.
- Kiedyś cię tak pierdolnę, Styles, że na Alasce wylądujesz – mruknęła i westchnęła głęboko. – Postanowiliśmy dać sobie spokój z traktorem – kontynuowała – bo to i tak gówno dawało… rozdzieliliśmy się więc i poszliśmy w las, szukać odpowiedniego świerku. Poszłam z Louisem, mama sama, a Niall został pilnować traktora. W czasie naszej wędrówki Horan, zamiast siedzieć w kabinie jak Pan Bóg przykazał, zaczął najwyraźniej swoje małpie tańce, bo jakimś cudem wypadł przez okno… Zarył twarzą w śnieg – zarechotała rozbawiona, pewnie przywołując ten obraz. – Z powodu jego słabej, bardzo uszkodzonej psychiki zemdlał, a śnieg padał i padał… Ja i Tommo zgubiliśmy drogę, bo tak zaśnieżyło okolicę, żeśmy się nie mogli połapać gdzie jesteśmy. Uratował nas fakt, że Lou zgubił gdzieś po drodze swoją rękawiczkę. Zaczepiła się o konar drzewa i na szczęście nie zasypało jej całkowicie, więc jakoś znaleźliśmy polanę z traktorem i Horanem. Ten ciućmol obudził się dopiero, gdy przez przypadek na niego nadepnęłam (był kompletnie zasypany śniegiem, więc go nie zauważyłam!). wpakowaliśmy go z choinką na wóz, no bo skoro i tak już był mokry… Udało się odkopać traktor, jak zaczęliśmy ciągnąć go od tyłu. W drodze powrotnej Niall parę razy spadł z wozu, aczkolwiek nie uszkodził się za bardzo… Rzecz jasna, musieliśmy stawać i czekać, aż wejdzie z powrotem… No i jakimś cudownym sposobem dotarliśmy tutaj!
   Roześmiałem się głośno, wyobrażając sobie Horana, turlającego się po drodze jak worek kartofli… Tak, oni na pewno mieli bardziej emocjonującą robotę…


 - Vanilla!
   Mama wpadła do kuchni z takim impetem, że z szafki przy zlewie spadła sól. Taylor od razu rzuciła się, aby doprowadzić podłogę do pierwotnego, w gruncie rzeczy wcale nie lepszego stanu, natomiast ja poprawiłam mój uroczy fartuszek w kwiatuszki i ruszyłam w stronę drzwi. Oparłam się o framugę, oczekując wyjaśnień.
- Delikatna zmiana planów – rzekła mama, zerkając na zegarek wiszący przy lodówce.
- Jak bardzo delikatna i czego dotyczy? – westchnęłam.
- Na Wigilii będzie… odrobinkę więcej osób, niż wcześniej planowaliśmy…
- Jakieś konkrety? – spytałam zirytowana, że cały czas muszę ciągnąć ją za język.
   W międzyczasie na horyzoncie pojawił się tata z notesem i długopisem prawej ręce i telefonem stacjonarnym w lewej.
- Oprócz nas, chłopców oraz Lou i Lux, przyjadą jeszcze państwo Payne z Ruth i Nicole, Anne Styles z Robinem i Gemmą, Malikowie z Donyą, Waliyhą i Safaą, Johanna wraz z Markiem, Felicite, Charlottą i bliźniaczkami, no i Maura z Bobby’m, plus Greg, Denise i Theo.
   Głośno nabrałam powietrza do płuc.
- Popieprzyło was – stwierdziłam z przekonaniem. – No dobra. Za przeproszeniem: popieprzyło was – poprawiłam się, wyłapując ostry wzrok mamy. – O ile dobrze liczę (a pewnie źle…), to jest trzydzieści dwie osoby! Nie licząc Theo, który raczej nie będzie jeść wieczerzy wigilijnej.
- Skąd weźmiemy tyle talerzy? Miejsc siedzących, do tego przy stołach? Przecież to jest praktycznie niewykonalne… - Liam widocznie podzielał moje zdanie. Podszedł bliżej, wycierając ręce ścierką, którą po chwili rzucił w Taylor. Ta nie była z tego zbyt zadowolona. Odwróciła głowę i spojrzała na niego z pretensją, mrucząc pod nosem coś w stylu Co za kretyn i powróciła do gotowania czegoś tam.
- No właśnie – poparłam szatyna. – Jakim sposobem chcecie zdążyć z przygotowaniem takiej ilości żarcia? Przecież nie damy rady, zostało nam kilkanaście godzin…
- Jeden stół weźmiemy stąd – ojciec zakreślił okręg w powietrzu, sugerując, że ma na myśli kuchnię – drugi leży gdzieś… w piwnicy chyba. Albo w szopie, trzeba by było sprawdzić. Oba pomieszczą po osiem osób. Trzeci pożyczy się od Swiftów, oni wieczerzę jedzą w kuchni przy stole… Ten stół mieści dziesięć osób. To będzie już… dwadzieścia sześć miejsc. W rogach stołów postawi się taborety i dodatkowe nakrycia, więc akurat wystarczy. A talerze i te inne pierdoły leżą na strychu. Mocno zakurzone i nieużywane od czasu naszego ślubu… Poza tym, jest nas ośmioro, plus Becky i Tay do pomocy dzisiaj, bo jutro idą do siebie… W zamian za to jutro przyjeżdżają mamy chłopaków, razem z siostrami… Z taką obstawą na pewno sobie poradzimy – tata machnął ręką i podreptał do salonu, po drodze przykładając telefon do ucha. Ojciec na linii…
- Nie takie rzeczy się robiło, Vanillka – mama poklepała mnie zachęcająco po plecach. – Damy radę. Wszyscy już zaproszeni, więc nie możemy inaczej…
   I jak najszybciej zwiała mi z pola widzenia, bo wyrwałam Liamowi chochlę z ręki i machnęłam nią, udając, że rzucam w mamę. W sumie, naprawdę chciałam to zrobić.


    Ubieranie choinki w zasadzie jest bardzo przyjemnym zajęciem. Martwiło mnie jednak to, że mnóstwo bombek było szklanych, co zwiększało ryzyko tragedii. Cóż, jeśli wykonuje się takie czynności w składzie podobnym do naszego, potencjalne zagrożenie nie powinno nikogo dziwić. Ja, Zayn i Harry mieliśmy ubrać choinkę. Becky pobiegła zająć się roztelepanym Niallerem (TAK! DOKŁADNIE TAK! BECKY DO NIALLA!), a my poznosiliśmy z piwnicy ogromne pudła pełne bombek, światełek, łańcuchów i innych świątecznych dupereli. Zayn zmył się po drabinę, a Harry po stojak na choinkę. Natomiast ja otrzymałem piękną siekierkę, bardzo, bardzo ostry nożyk (nie pytajcie skąd wiem) i kazano mi obrać tą najgrubszą gałąź świerku, żeby zmieściła się w stojak. Szło mi… nie najlepiej. Przy każdym moim ruchu nożykiem, całe drzewo przesuwało się w tył. Musiałem przysuwać je z powrotem, chociaż i tak za chwilę historia się powtarzała. Usiadłem więc, i począłem cierpliwie czekać na Malika lub Stylesa, których pomoc była mi w tej sytuacji niezbędna.
- No i jak ci idzie? – usłyszałem wesoły głos Loczka. Przekroczył próg salonu i postawił stojak niedaleko świerku.
- Kiepsko – przyznałem. – Musisz mi pomóc. Przytrzymaj drzewo, a ja będę skrobał.
   Harry rozkraczył się nad świerkiem i pewnym ruchem chwycił gałęzie po obu stronach. Dłonie zabrał jeszcze szybciej, wrzeszcząc wniebogłosy.
- To kuje! – jęknął, machając prawą łapą, jakby to mu miało w czymś pomóc.
- No co ty nie powiesz –parsknąłem ironicznie. – Tu masz rękawiczki – wskazałem palcem na parapet – włóż i trzymaj to cholerstwo.
   Zanim Styles doczłapał do parapetu, chwycił jedną z rękawiczek, potem drugą, obejrzał je dokładnie, powoli wsunął na dłonie, pomachał nimi, powydurniał się i poleciał sprawdzić ich jakość na drzewie, zdążyłem wymyśleć pięćset niemiłych określeń na niego i zaserwować mu miliard mentalnych kopów w dupę. Bo mnie, w porównaniu do niego, trochę się spieszyło. Chciałem, żeby poszło nam jak najbardziej sprawnie… Phi, pomarzyć to ty se możesz…
   Zayn był już w domu, gdy przystąpiliśmy do właściwego wykonywania naszej pracy. I on nam trochę pomógł; Styles dał mu jedną rękawiczkę i trzymali po obu stronach. Ja siedziałem sobie spokojnie na stołeczku i obierałem. Co jakiś czas podnosiliśmy świerk do pionu i sprawdzaliśmy, czy wejdzie do stojaka. Weszła za szóstym razem. Niestety, drzewko prezentowało się… dosyć krzywo, wobec tego musiałem odskrobać jeszcze spód, żeby prosto stała. Nie udało się zrobić tego jakoś specjalnie dokładnie, więc jakiś tam kąt pochylenia pozostał, ale prawie nic nie było widać.
- To od czego zaczynamy? – Harry podrapał się po głowie.
- Światełka – zakomunikował Zayn. – Światełka zawsze są pierwsze.
   Przekopałem wszystkie pudełka i znalazłem pięć sznurów światełek. Dwa z dużymi lampkami i trzy z małymi. Postanowiliśmy, że powiesimy te duże i jedne małe, a resztą ozdobimy dom.
   Najpierw musieliśmy je rozplątać. Z pierwszymi dwoma poszło stosunkowo gładko, lecz przy małych trochę się namęczyliśmy. Mógł nas ktoś od razu uprzedzić, że do takiej roboty potrzebny jest człowiek, który ma zręczne palce…
- Ja mam bardzo zręczne palce, daj mi to – fuknął Harry, wyrywając mi sznur z ręki. Pokręciłem tylko głową z rozbawieniem.
   Zbliżyłem się do choinki, żeby spróbować obwiązać ją tymi światełkami, które są już rozplątane. Stanąłem na pierwszym stopniu drabiny i zarzuciłem początek światełek na czubek niczym lasso. Łaziłem dookoła choinki, przyczepiając lampki do byle jakich gałęzi, dopóki mi się sznur nie skończył. W tym czasie Pan Zręczne Palce z pomocą Malika rozplątali następny sznur i podali go mnie. Więc znowu oplotłem pierwsze lepsze gałęzie kolorowym sznurem. I naraz przypomniałem sobie, że aby wszystkie światełka zapalić, potrzebny nam przedłużacz.
- VANILLA! –ryknąłem na całą chałupę.
- CZEGO? – odkrzyknęła i po chwili jej zamączona sylwetka pojawiła się w drzwiach salonu.
- Przedłużacza mi trzeba – powiedziałem, podchodząc bliżej. – Gdzie jest?
- Yym… - przybrała iście myślącą minę. – Niech pomyślę… Ostatnio go widziałam w kiblu na górze… Sprawdź tam, albo u mnie w pokoju.
   Dziewczyna zniknęła w kuchni, a ja posłusznie udałem się na górę w poszukiwaniu przedłużacza. Po drodze zajrzałem do pokoju Lou i Lux. Mała spała smacznie na tapczanie, a Lou siedziała przed laptopem. TO ONA MA TU WIFI?! Zahaczyłem też o pokój Vani i przekopałem dosłownie cały, ale nigdzie przedłużacza nie znalazłem. Zamknąłem za sobą drzwi królestwa Vanly i ruszyłem do górnego kibla, czyli na koniec korytarza. Znalazłem przedłużacz. Leżał w dużej, czerwonej misce, stojącej w wannie. Nie wiem po jaką cholerę… ale ważne, że był.
   Uradowany wróciłem na dół, żeby zastać przed sobą piękny widok Zayna szczelnie zawiniętego światełkami i folią bąbelkową (?!), no i Harry’ego, chwiejącego się na czubku drabiny, który próbował chyba umocować gwiazdę na choince.
- Zapomnieliśmy o gwieździe – wyjaśnił Zayn, napotykając mój pytający wzrok.
- A tobie co? – zmarszczyłem brwi, lustrując go spojrzeniem.
- Tak jakby… Harry dał się ponieść magii świąt…

4 komentarze:

  1. hahaha spadlam pod stol :D Harry dal sie poniesc magii swiat hahahaha :D
    swietny rozdzial <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Ha ha ha
    Tak Harry i Magia Świąt, to było świetne
    I jeszcze Niall pod śniegiem. Top było... jest mistrzowskie.
    Kochana czekam na część trzecią i może jakiegoś małego sylwestra w wykonaniu ekipy =D
    I m na koniec mam do ciebie małą prośbę, a mianowicie czy mogłabyś(jeżeli oczywiście nie sprawi to Ci kłopotu) pisać z czyjej perspektywy jest to podane, ponieważ mam mały problem ze zrozumieniem który z bohaterów opowiada dane wydarzenie.
    Dziekuje za uwagę i do następnego

    OdpowiedzUsuń
  3. Ha ha ha
    Tak Harry i Magia Świąt, to było świetne
    I jeszcze Niall pod śniegiem. Top było... jest mistrzowskie.
    Kochana czekam na część trzecią i może jakiegoś małego sylwestra w wykonaniu ekipy =D
    I m na koniec mam do ciebie małą prośbę, a mianowicie czy mogłabyś(jeżeli oczywiście nie sprawi to Ci kłopotu) pisać z czyjej perspektywy jest to podane, ponieważ mam mały problem ze zrozumieniem który z bohaterów opowiada dane wydarzenie.
    Dziekuje za uwagę i do następnego

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. specjalnie nie piszę, czyimi oczami aktualnie 'postrzegam świat', bo myślę, że w następnych akapitach wszystko się wyjaśnia. staram się dawać wam jak najwięcej wskazówek, kto opowiada teraz. oczywiście, jeżeli bardzo wam to przeszkadza, to będę pisać czyja to perspektywa c;
      mumineg x

      Usuń