niedziela, 2 lutego 2014

Country Christmas!

JEZU DROGI, PRZEPRASZAM. CIERPIAŁAM NA TOTALNY BRAK WENY... NA SWOJE USPRAWIEDLIWIENIE MOGĘ MIEĆ TYLKO TO, ŻE DOPIERO DZISIAJ KOŃCZY SIĘ OKRES ŚWIĄTECZNY... 

PS. NA SPECJALNE ŻYCZENIE PODPISAŁAM KAŻDĄ PERSPEKTYWĘ C:

***

Country Christmas

...czyli przepis na katastrofalne święta. part. 3



24 grudnia, godzina 7.58. Dzień Wigilii.

LIAM
- Dzień dobry! Cześć czołem, kluski z rosołem, jak to mówią… Guten Morgen! Eee… Hola, ciao! Jak to było po albańsku… a, wiem! Ckemi! Selamat pagi! Bonjour, Buenos Dias! I… pamięta ktoś, jak było dzień dobry po włosku?
   Wierzcie lub nie, ale to naprawdę Vanilla… Stała pod drzwiami wejściowymi i popisywała się zdolnościami językowymi przed rodziną Malików. Zauważyłem, że od razu zawiązała nić porozumienia z Waliyhą… Dziwnie było widzieć tak rozpromienioną Vanly, ale doszedłem do wniosku, że mam przed sobą idealny przykład świątecznego cudu. Kto by pomyślał, że da się tak szczerzyć po nieprzespanej nocy, w całości spędzonej przy garach.
   Obserwowałem serdeczne powitanie Rosalii i Alberta z Malikami. Mama Vanilli porwała Trish natomiast jej mąż skupił się na rozmowie z Yassad’em. Vanly i Zayn zaprowadzili siostry mulata do ich tymczasowego pokoju.
- Co te święta robią z ludzi… - Niall pokręcił głową, ubijając coś w misce. Tak, on był na to kolejnym przykładem. Ani razu nie zmoczył palca w brązowej masie. A po skończonej pracy nawet nie rzucił się na miskę, żeby ją wylizać! Matko… Zaczynam się bać…
   Harry siedział w salonie i spokojnie liczył zmasakrowane po ich wczorajszym ubieraniu choinki bombki. Z jego ciągłych wrzasków wywnioskowałem, że jak na razie ma ich już siedem. I nie wiedziałem, czy mam się śmiać, czy płakać… Chyba jednak płakać, bo Louis ciągle jęczał, że akurat ta bombka, którą Hazza właśnie zbierał z podłogi, była tą najładniejszą. A ja w tym czasie dzielnie miksowałem masę do ciasta, jednocześnie próbując patrzeć przez okno i pisać esemesy z Nicole. Wszystko na raz wychodziło mi dosyć marnie… Ale wiecie, wielozadaniowym trza być.
   Nagły, przeraźliwy wrzask Stylesa przestraszył mnie na tyle, że komórka wypadła mi z dłoni. Pech chciał, że wylądowała na stolnicy, gdzie przygotowywałem się do gniecenia ciasta na jakiś tam placek. A dokładnie w kupce mąki, więc biały proszek buchnął po całej kuchni (no dobra, po jej części), lądując w dużej mierze na mnie i podłodze wokół. Kichnąłem mąką, wytrzepałem włosy i zająłem się ewakuacją telefonu.
- Co do cholery?! – wrzasnąłem głośno z irytacją, żeby Harry mnie usłyszał.
   Usłyszał, ale zignorował. Wbiegł do kuchni z jękiem rozpaczy i rzucił się na szyję zdezorientowanemu Horanowi.
- Niaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaall – zawył. – Rozciąłem sobie palca bombką, patrz – podstawił mu palca wskazującego pod sam nos, na co blondyn przewrócił oczami. – Pocałuj – rozkazał Styles.
- No jeszcze czego – prychnął Horan. – Będę całować te brudne łapska… Niedoczekanie twoje.
- Proszę – wyjęczał Hazza.
- A Louis nie może?
- Louis już pocałował, teraz twoja kolej.
   Widząc, że jest na straconej pozycji, Nialler ujął w dwa palce palec Harry’ego, lekko go cmoknął i od razu wytarł usta rękawem swetra. Parsknąłem cichym śmiechem, zwracając tym samym uwagę loczka.
- A co ty taki biały? – wyszczerzył się, podchodząc do mnie. – Ty też masz pocałować – zażądał, wyciągając palec.
- Jezu… - westchnąłem. Jednak, chcąc czy nie chcąc, musiałem to zrobić. I od razu kaszlnąłem, znowu mąką.
- To przez ciebie – wychrypiałem, wskazując na swoje białe oblicze.
   Styles machnął ręką i wyszedł z kuchni, najprawdopodobniej kierując się na górę, gdyż już po chwili usłyszeliśmy zbulwersowany głos Vanilli.
- Nie będę cię po rękach całować, zapomnij!




HARRY
Biegałem po domu jak zdurniały (tak określiła to Vanilla), wciąż szukając nowych osób, które mogłyby pocałować mojego cierpiącego palca. Zmusiłem do tego już chłopaków, Lux, Lou, Rosalię, Alberta, Malików i Vanillę, która pocałowała swoją rekę i mi nią przyłożyła... Cierpliwie czekałem pod drzwiami, aż przyjdzie Becky i Taylor. Podskoczyłem przestraszony, gdy nagle usłyszałem donośny dźwięk dzwonka tuż przy lewym uchu. Uradowany zerwałem się z podłogi, i z prędkością światła znalazłem się przy drzwiach. Kilka sekund zajęło mi przybranie odpowiednio cierpiętniczej miny. Sprawnie otworzyłem drzwi i od razu spuściłem smutny wzrok na mojego palca.
- Jak dobrze, że jesteś! Zobacz, jaka tragedia się stała! – zawyłem żałośnie. – Bombka się na mnie rzuciła! Ledwo przeżyłem! Mój palec został poważnie ranny… Legenda głosi, że gdy wszyscy moi znajomi obdarzą go pocałunkiem, odzyska zdrowie…
   Usłyszałem cichy, ale dosyć wyraźny śmiech mojego rozmówcy i głośny i bardzo wyraźny śmiech Nialla. Niezwykle powoli podniosłem wzrok znad mojej dłoni. Zlustrowałem wzrokiem górne departamenty dziewczyny stojącej przede mną i aż się zachłysnąłem powietrzem. Bo szybko doszedłem do wniosku, że to na pewno nie Taylor. Z Taylor byłem prawie równy wzrostem (zawsze dziwiłem się, jakim cudem ta dziewczyna urosła na takiego giganta), a ta osoba była zdecydowanie niższa. Jednak nie aż tak niska, żeby była Becky…
- Cholera – sapnąłem, gdy spojrzałem wreszcie na jej rozbawioną twarz. – Cześć, Carol…
- Cześć, Harry – zachichotała, opierając się o framugę drzwi.
   Horan świetnie się bawił, obserwując moje narastające zażenowanie. Klapnął sobie na podłodze i śmiał się na cały dom, podczas gdy ja posyłałem mu nienawistne i absolutnie mordercze spojrzenia. Miałem ochotę na podłą zemstę. A co najlepsze, plan idealny kiełkował w mojej głowie niczym kapusta na wiosnę…


24 grudnia 2013, godzina 17.49. wieczór wigilijny.

MUMINEG NARRATOR
   Wszyscy zajmowali już swoje miejsca. Albert przyniósł z góry magnetofon, zaraz za nim przytruchtała  Vanilla ze stertą świątecznych płyt w rękach. Anne, Maura i Rosalia kręciły się po kuchni, Trish i Jay nakrywały do stołu, a Karen kursowała w tę i z powrotem, stawiając na piękne, białe obrusy coraz to więcej bożonarodzeniowego żarcia, w większości przygotowanego przez Taylor i Liama. Bracia oprowadzali swoje siostry po domu, dumni, że ich trud się opłacił, bo wnętrze wyglądało naprawdę cudownie i przytulnie. Gemma rozmawiała z Denise, przy okazji zabawiając małego Theo, siedzącego na kolanach Grega. Lux skrupulatnie ścierała kurze z podłogi pod stołami, czołgając się pomiędzy krzesłami. Cały czas ciągnęła panów za nogawki od spodni, aby natychmiast zwiać gdzieś dalej, przy akompaniamencie wesołego śmiechu. 
   Kiedy wybiła godzina osiemnasta, domownicy i ich goście zebrali się przy stołach. Wieczerzę wigilijną rozpoczęła Vanilla. Tradycyjnie – czytanie Ewangelii, modlitwa, dzielenie się opłatkiem. Wszyscy biegali do siebie nawzajem, życząc sobie wszystkiego co najlepsze, samych sukcesów, zdrowia i miłości. Vanly trwała w mocnym uścisku z Niallem, szepcząc mu do ucha coś w stylu Zabiję cię po świętach. Blondyn kiwnął głową, a jej usta same rozszerzyły się w szerokim uśmiechu.
- Pozostań w miarę normalny, stary. Ktoś musi – Zayn obejmował ramieniem Liama, gdy ten wesoło przytakiwał na jego słowa. – Mam nadzieję, że znajdziesz swoją drugą połowę – mulat ściszył głos, patrząc z powagą na przyjaciela. – Jeśli nie… zawsze masz mnie – zachichotał i przytulił go jak najmocniej.
- Szczęścia z Vanillą, kochany – Harry poklepał po plecach Louisa, który posłał mu mordercze spojrzenie, jednak nie przestawał się uśmiechać. – I żebyś wytrzymał z nami kolejny rok…  A potem kolejny i jeszcze następny… - parsknął śmiechem, przyciągając Tomlinsona do wspólnego uścisku.
- No i czego ja mogę ci życzyć… Szczerze mówiąc, nie mam pojęcia – westchnęła Vanly, patrząc na Lou nieco rozbawiona. – Ty sam wiesz najlepiej, czego pragniesz… Więc, życzę ci, żeby spełniło się wszystko to, o czym marzysz. Zdrowia, no i oczywiście miłości – wyliczała, patrząc mu prosto w oczy.
- Nawzajem – szatyn uśmiechnął się pięknie, na co ona, z pewnym wahaniem, wtuliła się w jego śmieszny, świąteczny sweterek.
   Potem nastąpiła chyba najbardziej oczekiwana część wieczoru – i nie, nie mówię tu o prezentach. Wszyscy wreszcie mogli zasiąść do stołu i do woli opychać się świątecznymi pysznościami. Wieczerza przebiegała w świetnej atmosferze. Jedzenie wszystkim smakowało, wobec tego któraś z mam co jakiś czas biegała do kuchni, by dołożyć czegoś dobrego na stół. Około godziny dwudziestej można było śmiało stwierdzić, że każdy się najadł (chociaż, trafniejszym określeniem byłoby przejadł). Jedna z bliźniaczek Tomlinson, Daisy, zwinnie wspięła się na swoje krzesło i zaczęła na cały głos śpiewać Silent Night. Reszta zgromadzonych szybko przyłączyła się do dziewczynki. Zgaszono światła. Pokój oświetlała teraz tylko ogromna, przepiękna choinka, która aż uginała się pod ciężarem wszystkich bombek, łańcuchów i czego tam jeszcze napchali. Wieczór był absolutnie magiczny i na pewno na długo pozostał w pamięci bohaterów.
   Podczas wspólnego kolędowania nikt nie zauważył, że przy stołach brakuje trzech osób. Chłopcy cichaczem wymknęli się na dół, do piwnicy, żeby rozpocząć realizację swojego super genialnego planu.
- Liam, gdzie położyłeś te ciuchy? – zbulwersował się Zayn, przekopując całe pomieszczenie.
- Nie tutaj! Tam w tym składziku pod schodami, razem z prezentami leżą.
- Harry, przynieś mi te moje rzeczy! – odezwał się mulat półgłosem. Po chwili ręka Hazzy z dosyć sporawym zawiniątkiem pojawiła się w drzwiach do pokoju. – Dzięki.
   Zayn otworzył reklamówkę i wyjął z niej czerwone getry, zieloną tunikę z brązowym paskiem, jakąś pedalską czapeczkę z dziwnym dzwoneczkiem i parę śmiesznych, malutkich skrzydełek. Takie same zawiniątko trzymał w dłoniach Liam.
- Co za idiota to wymyślił? – prychnął Malik, przykładając getry do nóg. – Przecież to mi się na dupie rozerwie na pół!
- Nie dramatyzuj, tylko wskakuj w geterki, bo mamy mało czasu – mruknął Styles, wchodząc do pomieszczenia.
   Miał na sobie strój Świętego Mikołaja. Zayn parsknął głośnym śmiechem, widząc, jak Hazza nieudolnie próbuje przykleić sobie białe wąsy. Po mnóstwie prób, z pomocą Liama udało mu się. Włożył sobie jeszcze białą brodę na gumeczce, a na łeb czerwoną czapkę z białym pomponikiem. Ochoczo wziął jeden z worków z prezentami na plecy. I od razu upuścił z powrotem na podłogę.
- No, Elfiki, będziecie musiały mi pomóc z tymi prezentami… - westchnął teatralnie. W tym czasie, Zayn wciągnął na nogi te nieszczęsne getry, a na ramiona stylową tunikę, którą potem przewiązał paskiem.
- A co my, renifery? – odwrócił się przodem do Harry’ego, patrząc na niego pretensjonalnym wzrokiem.
   W tym samym czasie Mikołaj wybuchł gromkim śmiechem. Śmiał się i śmiał, a Zayn zaczął bać się, że zaraz zabraknie mu powietrza. W pewnej chwili nawet położył się na brudnej podłodze, za co natychmiast dostał w czapę od Elfa Liama, kompletnie ubranego. Jedno spojrzenie na niego wystarczyło, żeby Styles popłakał się ze śmiechu. Jego przyjaciele wyglądali naprawdę komicznie w przykrótkich, obcisłych getrach i dziewczęcych bluzkach. Malik z westchnieniem włożył skrzydełka i czapkę. On i Liam doskonale zdawali sobie sprawę z tego, że wyglądają jak pajace, ale cóż mogli z tym zrobić? Musieli zrealizować ich plan, który miał na celu małą zemstę oraz sprawienie radości ich rodzinom.

VANILLA
   Liama, Zayna i Harry’ego nie było już na tyle długo, żeby można było przygotowywać się do ewentualnego wybuchu bomby chemicznej albo atomowej. Zaczynałam obmyślać plan ewakuacyjny, kiedy drzwi do piwnicy otworzyły się machinalnie, i stanęły w nich sylwetki trzech klaunów. Jeden z nich – o ile się nie mylę, ma na imię Harry – przebrał się najprawdopodobniej za Świętego Mikołaja. Towarzyszyli mu Liam i Zayn, w śmiesznych rajtuzach i skrzydełkach z księgarni w Oxfordzie. Jakieś święte trolle, czy coś?
- Patrzcie, cyrkowcy przyjechali! – rozbawiony głos Gemmy poprzedził grupowy wybuch śmiechu wszystkich zebranych. Z wyjątkiem samych cyrkowców, rzecz jasna. Ci stali cały czas w tym samym miejscu, przyglądając się nam z niezadowoleniem.
- Wypraszam sobie. Jestem Świętym Mikołajem! – fuknął Mikołaj Styles, wchodząc do pokoju. Cały czas odklejały mu się wąsy. Widziałam tą furię w jego oczach, gdy gwałtownie przyklejał je z powrotem.
- A ta twoja obstawa to kto? – zmarszczyłam brwi.
- Jesteśmy Elfami, nie widać? – oburzył się Elf Liam.
- Mamy sobie przykleić karteczki z napisem „JESTEM ELFEM”? – Elf Zayn skrzyżował ręce na piersiach.
- Przydałoby się – mruknęłam. Na szczęście, chyba nie usłyszeli.
- Więc… Jestem Mikołajem i przyszedłem do was razem z moimi Elfami! Mamy nadzieję, że byliście grzeczni w tym roku, bo mamy – zsunął z ramienia wielki, niebieski worek na śmiecie i zajrzał do środka – dużo prezentów.
- Bardzo dużo prezentów – przytaknął Elf Zayn.
   Elf Liam pobiegł po swoje krzesło i postawił je za Mikołajem, aby ten mógł usiąść. Znajdowali się na środku salonu, niedaleko choinki. Bałam się, żeby tymi swoimi workami nie rozwalili nam stołów… Elfy stanęły po obu stronach Świętego i pootwierały wszystkie cztery worki. Elf Liam podał pierwszy pakunek Mikołajowi.
- Co my tu mamy… Pani Trisha Malik! Zapraszamy po odbiór prezentu!
   Mama Zayna ze śmiechem podeszła do tych pajaców. Obowiązkowo musiała usiąść Mikołajowi na kolana, zapewnić wszystkich, że była w tym roku wyjątkowo grzeczna, powiedzieć, że Mikołajowi naprawdę do twarzy w tej brodzie i dopiero wtedy otrzymała swój prezent. I święty spokój, należy dodać. Potem była Phoebe, mój tata, Ruth, Greg i Maura. Każdy z osobna musiał powtarzać wszystkie niezbędne czynności. Mieliśmy przy tym niezły ubaw. Trzeba im przyznać, że fajnie to zaplanowali.
   Podczas, gdy Dan siedział na kolanach Mikołaja i spowiadał się ze swoich dokonań w tym roku, zabrzmiał krótki dzwonek i po chwili do pokoju wparowali Swiftowie, Gomezowie, a nawet Sommersowie. Nastąpiła wymiana zwrotów grzecznościowych, nowi goście złożyli nam życzenia i przynieśli własny opłatek, który położyli na stoły, bo łamanie się z każdym po kolei trwałoby zdecydowanie zbyt długo. Mikołaj popadł w dziką euforię z powodu ich przybycia.
- To cudownie, że przyszliście! – trajkotał. – Dla was też są prezenty! Siadajcie, zaraz wszystko ogarniemy i będzie bosko! Elfy, ruszcie się szybciej…
- Chyba dużo przegapiliśmy – odezwał się Austin, patrząc dziwnym wzrokiem na trzech klaunów.
- Bardzo dużo – Taylor wolno pokiwała głową.
   Mikołaj i Elfy ponownie zajęli się prezentami. Gdy przyszła kolej Theo i Mikołaj wziął go na kolana, biedny tak się go przestraszył, że zaczął płakać. Mina Świętego w tym momencie była bezcenna. Na szczęście, Denise była na tyle mądra, żeby udokumentować ten cały cyrk.
- Panna Rebbeca Gomez… O, patrzcie, nawet bilecik jest! Dla uroczej Becky, od Nialla… Ulala! Romansy nam się tu rozwijają, proszę państwa!
   Becky zatrzymała się w pół kroku. Przeniosła wzrok na Horana, aktualnie czerwonego z zawstydzenia i zażenowania. Od razu było widać, że to wredny podstęp, ale brunetka była najwyraźniej zbyt zachwycona, żeby to dostrzec. Uśmiechnęła się do Nialla i podeszła do trzech pajaców, po odbiór swojego pakunku. Zerknęłam w stronę Denise, chcąc się upewnić, że to też nagrała, a potem w stronę Mikołaja, który szczerzył się tryumfalnie.
- Dobra, jedziemy dalej… Prezent dla panny Vanilli Spencer!
   Już podnosiłam zadek z krzesła, lecz powstrzymał mnie głos Mikołaja.
- O nie, nie… Panienka nie wstaje. Panienka siada na dupie i panienka siedzi. Prezent ma panience wręczyć panicz Tomlinson.
- Dlaczego ja? – oburzył się Louis.
- Bo trudne sprawy… Nie gadaj, tylko chodź, bo czasu nie ma…
   Chcąc, nie chcąc, podniósł się ociężale ze swojego miejsca i wolnym krokiem ruszył w stronę Mikołaja i jego Elfów. Gdy był już na miejscu, wyciągnął rękę po kubek z wielką, czerwoną wstążką na uchu. Zauważyłam jakiś napis na nim, ale z powodu zbyt dużej odległości, nie potrafiłam go odczytać. Lou najwidoczniej też go zauważył, bo chciał go obejrzeć dokładniej, ale Mikołaj szybko zakrył mu go ręką.
- Nie ma mowy. Panicz nie podgląda, dopóki panicz nie da go panience Vanilli. Jasne?
   Tomlinson smętnie pokiwał głową i ruszył w moją stronę. A ja po prostu bałam się, co oni napisali na tym nieszczęsnym kubku… Kiedy Louis usiadł na swoim miejscu, czyli po mojej prawej (bo na wieczerzy dziwnym trafem siedzieliśmy obok siebie), odwróciłam się w jego stronę. Wyciągnął ku mnie kubek i zacisnął powieki, wykrzywiając usta w dziwnym grymasie (ja wcale nie patrzyłam na jego usta!). wzięłam kubek za ucho i z wahaniem spojrzałam na napis. Od razu przejechałam sobie ręką po twarzy. Louis, widząc moją reakcję, szybko chwycił kubek.
- Kiss me on the lips? Jasna cholera! Harry, zabiję cię! – krzyknął z irytacją.
- Mnie? Ja tylko dostarczam prezenty! – odezwał się urażony Mikołaj. – Poza tym, skoro panicz tak ładnie prosi, to niech panienka Vanilla spełni jego prośbę…
- To nie jest moja prośba! – fuknął Louis.
- Przecież tego chcesz, Tommo – zaśmiała się Lottie. – Dawaj, Vanly!
   Nagle cały świat obrócił się przeciwko mnie i Tomlinsonowi. Wszyscy poparli Lottie! WSZYSCY! Co za niesprawiedliwość… Dopingowana przez całe zgromadzenie, nie miałam wyjścia. Musiałam to zrobić. O, losie… Nachyliłam się nad Louisem i delikatnie cmoknęłam go w usta. Natychmiast rozległy się głośne brawa i gwizdy. Momentalnie opadłam na swoje krzesło, chowając twarz w dłoniach. Nienawidzę cię, Styles…

NIALL
   Spojrzałem na Zayna, który – już w normalnym ubraniu – zawzięcie esemesował z Perrie. Z jego dziewczyną. Dziewczyną. Jego… Szczerze mówiąc, trochę mu zazdrościłem. U niego miłość jest taka łatwa… Nieskomplikowana i w ogóle. A ja… no cóż, kombinowałem cały czas. Westchnąłem głośno, wstając z miejsca. Narzuciłem kurtkę na plecy, buty na nogi i wyszedłem na powietrze. Było dosyć zimno, więc rozważyłem pójście po szalik, ale ostatecznie zrezygnowałem. Stanąłem sobie pod daszkiem i patrzyłem, jak płatki śniegu tańczą na wietrze, by potem miękko opaść na ziemię. Dróżka do furtki była oświetlona, w takich ciemnościach dawało to niesamowity efekt.
- Niall, tu jesteś… Szukałam cię po całym domu.
   Cichy głos Becky zabrzmiał tuż za moimi plecami. Odwróciłem się powoli.
- Wiesz, chciałam ci podziękować za ten prezent… Bransoletka jest naprawdę prześliczna.
   Uśmiechnąłem się lekko. Chciałem jej powiedzieć, że ja wcale jej tego nie kupiłem, że nawet nie miałem pojęcia… Ale nie zrobiłem tego. Właściwie cieszyłem się, że Harry o tym pomyślał. Sam bym się prawdopodobnie nie odważył. Wiem, że to była jego zemsta za to rano, ale trochę mi pomógł.
- Dziękuję i… wesołych świąt, Niall – powiedziała. Stanęła na placach i złożyła delikatny pocałunek na moich ustach. A potem kolejny. I kolejny… Muszę mu podziękować przy najbliższej okazji…

LOUIS
   Chłopaki naprawdę trafili z prezentem. Dostałem własną gitarę. Myślę, że to jeden z tych najbardziej udanych. Uśmiechnąłem się, muskając jej struny. Siedziałem sam, w pustym pokoju i cieszyłem się swoim prezentem, zamiast spędzać czas z rodziną. Jestem dziwny… Ale było mi bardzo przyjemnie. Jutro też jest dzień, więc jutro zajmę się członkami mojej rodziny.
   Usłyszałem ciche pukanie do drzwi. Po chwili do pokoju weszła Vanilla. Trzymała coś w dłoniach, ale nie widziałem co to. Było zbyt ciemno.
- Dlaczego nie jesteś na dole? – spytała, siadając obok mnie. Wzruszyłem ramionami.
- Tak mi dobrze – uśmiechnąłem się. Zwilżyła wargi językiem, więc mimowolnie zerknąłem na jej usta. Cholera, przestań…
- Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin, Louis – wyszeptała, zerkając na mnie. – Nie wiedziałam, co chciałbyś dostać, więc… zrobiłam to.
   Podała mi jakiś przedmiot. Przejechałem palcami po jego fakturze i zapaliłem lampkę, aby zobaczyć, co to jest. Zaśmiałem się cicho, oglądając wystruganą z drewna figurkę marchewki. Była naprawdę ładnie zrobiona, z jakiegoś ciemnego drewna, polakierowana.
- Przeczytałam w Internecie, że lubiłeś marchewki – wyjaśniła. – Chciałam dać ci coś, co będzie ci przypominać… o nas, o mnie…
- Dziękuję, jest urocza – kiwnąłem głową i ostrożnie postawiłem ją na szafce nocnej.
   Kątem oka zerknąłem na Vani. Wzrok utkwiła w swoich dłoniach, które splotła przed sobą. Niepewnie przysunąłem się bliżej i objąłem ją mocno ramionami. Dziewczyna nie protestowała. Zacisnęła palce na moim swetrze i oparła głowę o moje ramię. Trwaliśmy tak bardzo długo. Było mi cholernie dobrze. Styles, jesteś idiotą… ale cię kocham.

HARRY
- Będziemy się już zbierać – rzekła mama Carol, o ile się nie mylę Savannah. Ona i jej mąż podnieśli się ze swoich miejsc i pożegnali się ze wszystkimi.
   Carol chciała jeszcze pożegnać się z  Vanillą, Taylor i Becky, więc powiedziała rodzicom, że dołączy do nich za chwilę. Oni wyszli, a dziewczyna zniknęła w kuchni. W tym czasie ja siedziałem przy stole, zajęty udawaniem, że słucham tego, co Gemma do mnie mówi. Tak serio, to nie ogarniałem nawet, czy mówi teraz o Jess, czy o Samie. Miałem cichą nadzieję, że wreszcie zauważy, iż mnie to w ogóle nie interesuje, i pójdzie pomęczyć kogoś innego, na przykład Nicole, która nie robiła absolutnie nic! Westchnąłem ciężko. Zauważyłem, jak Carol wychodzi z kuchni i kieruje się w stronę drzwi. Uśmiechnąłem się delikatnie na jej widok. Idź za nią, cioto. Westchnąłem po raz drugi. Czemu nie? Ewentualnie można by sprawić, że te święta będą jeszcze lepsze…
   Grzecznie przeprosiłem Gems i podniosłem się z miejsca. Ruszyłem w stronę holu, ale nie zastałem tam Caroline. Najwidoczniej już wyszła… Szybko włożyłem buty, płaszcz i czapkę i wybiegłem z domu. Padał gęsty śnieg, więc po dwóch minutach byłem cały przemoczony. Ale nie martwiło mnie to. Miałem w głowie tylko jedną myśl: złapać Carol. Dojrzałem ją już za furtką. Trzymała czapkę na głowie, żeby wiatr nie zwiał jej gdzieś na drogę.
- Carol, zaczekaj! – wrzasnąłem na całą okolicę. Ale usłyszała. Odwróciła się, posyłając mi pytające spojrzenie.
   Dobiegłem do niej, o mało nie wywalając się przy furtce. Pod wpływem nagłego impulsu złapałem ją za oba policzki i przywarłem ustami do jej miękkich warg. Na początku była zbyt zaskoczona, żeby jakkolwiek zareagować. Gdy w końcu ogarnęła sytuację, poczułem, jak odwzajemnia pocałunek. Byłem przeszczęśliwy, właściwie nie wiem dokładnie dlaczego.
- No… wesołych świąt, Carol – wysapałem, opierając swoje czoło o jej.

LIAM
- Melduję, że wszystkie gołąbeczki gruchają sobie w samotności – oświadczyłem, wchodząc do kuchni. Taylor uśmiechnęła się w odpowiedzi.
- Podglądałam Vouisa przez dziurkę od klucza. Są słodcy – skwitowała, siadając na blacie i poklepała miejsce obok siebie. Przysiadłem się z chęcią.
- Becky i Niall siedzą na dworze, Harry chyba poszedł z Carol, Zayn cały czas pisze z Pezz… - wyliczałem. – Wszyscy szczęśliwi i zakochani. Tylko nie my – zaśmiałem się cicho.
- Cóż, my mamy tylko siebie nawzajem, czy to się nam podoba czy nie…
- Mnie się podoba. Nawet bardzo – objąłem ją ramieniem, przyciągając do siebie.
- A wiesz, że mnie też? – zachichotała blondynka, składając słodki pocałunek na moim policzku.



1 komentarz:

  1. BOZIU ANKA SIEMA <3 DALEJ NIE ODZYSKAŁAM TWITTERA, WIĘC GDZIEŚ CI TO MUSIAŁAM NAPISAĆ XD ; - ;

    No i wreszcie komentuję ci rozdział.... także ten...
    CZUJĘ SIĘ JAK W WIGILIĘ CHOCIAŻ JEJ NIE MA, TO TWOJA WINA! ;---;
    Pierwsza najlepsza część....... GŁUPIE ELFY! TAK TAK TAK, TO JEST TO! XDD Ziam + przywódca Heri... Good luck, ale bardziej mi do tej głupkowatej bandy pasował Niall, nie wiem czemu XD
    ALE HERI ODWALIŁ DOBRĄ ROBOTĘ, NO NIE MA CO!
    Nialla tak ustawił, że ŁOHOHOHO!

    A CO DO VOUISA TO JUŻ MOJA KOCHANA JEST SDGBFCHGBDFCXGVDF I TYLE!
    Ale...........
    ZA MAŁO ROMANTYCZNOŚCI POMIĘDZY VOUISEM!
    Z A M A Ł O !
    Także ten Adzia potrzebuje WIĘCEJ ROMANTYZMU! I nie debilku, nie obchodzi mnie, że to opowiadanie z gatunku komedii czy coś tam ;----;

    WENY, WENY WENY, BIAŁEGO ŚNIEGU, DOBRA, NIE WIEM CZEGO CI MAM ŻYCZYĆ XDDD
    Adzia pozdrawia i tęskni :((((

    http://obsession-fanfiction.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń