JEZU DROGI, PRZEPRASZAM. CIERPIAŁAM NA TOTALNY BRAK WENY... NA SWOJE USPRAWIEDLIWIENIE MOGĘ MIEĆ TYLKO TO, ŻE DOPIERO DZISIAJ KOŃCZY SIĘ OKRES ŚWIĄTECZNY...
PS. NA SPECJALNE ŻYCZENIE PODPISAŁAM KAŻDĄ PERSPEKTYWĘ C:
Country Christmas
...czyli przepis na katastrofalne święta. part. 3
***
Country Christmas
...czyli przepis na katastrofalne święta. part. 3
24 grudnia, godzina
7.58. Dzień Wigilii.
LIAM
- Dzień dobry! Cześć czołem, kluski z rosołem, jak to
mówią… Guten Morgen! Eee…
Hola, ciao! Jak to było po albańsku… a, wiem! Ckemi! Selamat pagi!
Bonjour, Buenos Dias! I… pamięta ktoś, jak było dzień dobry po włosku?
Wierzcie lub
nie, ale to naprawdę Vanilla… Stała pod drzwiami wejściowymi i popisywała się
zdolnościami językowymi przed rodziną Malików. Zauważyłem, że od razu zawiązała
nić porozumienia z Waliyhą… Dziwnie było widzieć tak rozpromienioną Vanly, ale
doszedłem do wniosku, że mam przed sobą idealny przykład świątecznego cudu. Kto
by pomyślał, że da się tak szczerzyć po nieprzespanej nocy, w całości spędzonej
przy garach.
Obserwowałem
serdeczne powitanie Rosalii i Alberta z Malikami. Mama Vanilli porwała Trish
natomiast jej mąż skupił się na rozmowie z Yassad’em. Vanly i Zayn zaprowadzili
siostry mulata do ich tymczasowego pokoju.
- Co te święta robią z ludzi… - Niall pokręcił głową,
ubijając coś w misce. Tak, on był na to kolejnym przykładem. Ani razu nie
zmoczył palca w brązowej masie. A po skończonej pracy nawet nie rzucił się na
miskę, żeby ją wylizać! Matko… Zaczynam się bać…
Harry siedział w
salonie i spokojnie liczył zmasakrowane po ich wczorajszym ubieraniu choinki
bombki. Z jego ciągłych wrzasków wywnioskowałem, że jak na razie ma ich już
siedem. I nie wiedziałem, czy mam się śmiać, czy płakać… Chyba jednak płakać,
bo Louis ciągle jęczał, że akurat ta bombka, którą Hazza właśnie zbierał z
podłogi, była tą najładniejszą. A ja w tym czasie dzielnie miksowałem masę do
ciasta, jednocześnie próbując patrzeć przez okno i pisać esemesy z Nicole.
Wszystko na raz wychodziło mi dosyć marnie… Ale wiecie, wielozadaniowym trza
być.
Nagły,
przeraźliwy wrzask Stylesa przestraszył mnie na tyle, że komórka wypadła mi z
dłoni. Pech chciał, że wylądowała na stolnicy, gdzie przygotowywałem się do
gniecenia ciasta na jakiś tam placek. A dokładnie w kupce mąki, więc biały
proszek buchnął po całej kuchni (no dobra, po jej części), lądując w dużej
mierze na mnie i podłodze wokół. Kichnąłem mąką, wytrzepałem włosy i zająłem
się ewakuacją telefonu.
- Co do cholery?! – wrzasnąłem głośno z irytacją, żeby
Harry mnie usłyszał.
Usłyszał, ale
zignorował. Wbiegł do kuchni z jękiem rozpaczy i rzucił się na szyję
zdezorientowanemu Horanowi.
- Niaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaall – zawył. – Rozciąłem sobie
palca bombką, patrz – podstawił mu palca wskazującego pod sam nos, na co
blondyn przewrócił oczami. – Pocałuj – rozkazał Styles.
- No jeszcze czego – prychnął Horan. – Będę całować te brudne
łapska… Niedoczekanie twoje.
- Proszę – wyjęczał Hazza.
- A Louis nie może?
- Louis już pocałował, teraz twoja kolej.
Widząc, że jest
na straconej pozycji, Nialler ujął w dwa palce palec Harry’ego, lekko go
cmoknął i od razu wytarł usta rękawem swetra. Parsknąłem cichym śmiechem,
zwracając tym samym uwagę loczka.
- A co ty taki biały? – wyszczerzył się, podchodząc do
mnie. – Ty też masz pocałować – zażądał, wyciągając palec.
- Jezu… - westchnąłem. Jednak, chcąc czy nie chcąc,
musiałem to zrobić. I od razu kaszlnąłem, znowu mąką.
- To przez ciebie – wychrypiałem, wskazując na swoje
białe oblicze.
Styles machnął
ręką i wyszedł z kuchni, najprawdopodobniej kierując się na górę, gdyż już po
chwili usłyszeliśmy zbulwersowany głos Vanilli.
- Nie będę cię po rękach całować, zapomnij!
∞
HARRY
Biegałem po domu jak zdurniały (tak określiła to
Vanilla), wciąż szukając nowych osób, które mogłyby pocałować mojego
cierpiącego palca. Zmusiłem do tego już chłopaków, Lux, Lou, Rosalię, Alberta,
Malików i Vanillę, która pocałowała swoją rekę i mi nią przyłożyła...
Cierpliwie czekałem pod drzwiami, aż przyjdzie Becky i Taylor. Podskoczyłem
przestraszony, gdy nagle usłyszałem donośny dźwięk dzwonka tuż przy lewym uchu.
Uradowany zerwałem się z podłogi, i z prędkością światła znalazłem się przy
drzwiach. Kilka sekund zajęło mi przybranie odpowiednio cierpiętniczej miny.
Sprawnie otworzyłem drzwi i od razu spuściłem smutny wzrok na mojego palca.
- Jak dobrze, że jesteś! Zobacz, jaka tragedia się stała!
– zawyłem żałośnie. – Bombka się na mnie rzuciła! Ledwo przeżyłem! Mój palec
został poważnie ranny… Legenda głosi, że gdy wszyscy moi znajomi obdarzą go
pocałunkiem, odzyska zdrowie…
Usłyszałem
cichy, ale dosyć wyraźny śmiech mojego rozmówcy i głośny i bardzo wyraźny
śmiech Nialla. Niezwykle powoli podniosłem wzrok znad mojej dłoni. Zlustrowałem
wzrokiem górne departamenty dziewczyny stojącej przede mną i aż się
zachłysnąłem powietrzem. Bo szybko doszedłem do wniosku, że to na pewno nie
Taylor. Z Taylor byłem prawie równy wzrostem (zawsze dziwiłem się, jakim cudem
ta dziewczyna urosła na takiego giganta), a ta osoba była zdecydowanie niższa.
Jednak nie aż tak niska, żeby była Becky…
- Cholera – sapnąłem, gdy spojrzałem wreszcie na jej
rozbawioną twarz. – Cześć, Carol…
- Cześć, Harry – zachichotała, opierając się o framugę
drzwi.
Horan świetnie
się bawił, obserwując moje narastające zażenowanie. Klapnął sobie na podłodze i
śmiał się na cały dom, podczas gdy ja posyłałem mu nienawistne i absolutnie
mordercze spojrzenia. Miałem ochotę na podłą zemstę. A co najlepsze, plan
idealny kiełkował w mojej głowie niczym kapusta na wiosnę…
∞
24 grudnia 2013,
godzina 17.49. wieczór wigilijny.
MUMINEG NARRATOR
Wszyscy
zajmowali już swoje miejsca. Albert przyniósł z góry magnetofon, zaraz za nim
przytruchtała Vanilla ze stertą świątecznych
płyt w rękach. Anne, Maura i Rosalia kręciły się po kuchni, Trish i Jay
nakrywały do stołu, a Karen kursowała w tę i z powrotem, stawiając na piękne,
białe obrusy coraz to więcej bożonarodzeniowego żarcia, w większości przygotowanego
przez Taylor i Liama. Bracia oprowadzali swoje siostry po domu, dumni, że ich
trud się opłacił, bo wnętrze wyglądało naprawdę cudownie i przytulnie. Gemma
rozmawiała z Denise, przy okazji zabawiając małego Theo, siedzącego na kolanach
Grega. Lux skrupulatnie ścierała kurze z podłogi pod stołami, czołgając się
pomiędzy krzesłami. Cały czas ciągnęła panów za nogawki od spodni, aby
natychmiast zwiać gdzieś dalej, przy akompaniamencie wesołego śmiechu.
Kiedy wybiła
godzina osiemnasta, domownicy i ich goście zebrali się przy stołach. Wieczerzę
wigilijną rozpoczęła Vanilla. Tradycyjnie – czytanie Ewangelii, modlitwa,
dzielenie się opłatkiem. Wszyscy biegali do siebie nawzajem, życząc sobie
wszystkiego co najlepsze, samych sukcesów, zdrowia i miłości. Vanly trwała w
mocnym uścisku z Niallem, szepcząc mu do ucha coś w stylu Zabiję cię po świętach. Blondyn kiwnął głową, a jej usta same
rozszerzyły się w szerokim uśmiechu.
- Pozostań w miarę normalny, stary. Ktoś musi – Zayn
obejmował ramieniem Liama, gdy ten wesoło przytakiwał na jego słowa. – Mam
nadzieję, że znajdziesz swoją drugą połowę – mulat ściszył głos, patrząc z
powagą na przyjaciela. – Jeśli nie… zawsze masz mnie – zachichotał i przytulił go
jak najmocniej.
- Szczęścia z Vanillą, kochany – Harry poklepał po
plecach Louisa, który posłał mu mordercze spojrzenie, jednak nie przestawał się
uśmiechać. – I żebyś wytrzymał z nami kolejny rok… A potem kolejny i jeszcze następny… - parsknął
śmiechem, przyciągając Tomlinsona do wspólnego uścisku.
- No i czego ja mogę ci życzyć… Szczerze mówiąc, nie mam
pojęcia – westchnęła Vanly, patrząc na Lou nieco rozbawiona. – Ty sam wiesz
najlepiej, czego pragniesz… Więc, życzę ci, żeby spełniło się wszystko to, o
czym marzysz. Zdrowia, no i oczywiście miłości – wyliczała, patrząc mu prosto w
oczy.
- Nawzajem – szatyn uśmiechnął się pięknie, na co ona, z
pewnym wahaniem, wtuliła się w jego śmieszny, świąteczny sweterek.
Potem nastąpiła
chyba najbardziej oczekiwana część wieczoru – i nie, nie mówię tu o prezentach.
Wszyscy wreszcie mogli zasiąść do stołu i do woli opychać się świątecznymi
pysznościami. Wieczerza przebiegała w świetnej atmosferze. Jedzenie wszystkim
smakowało, wobec tego któraś z mam co jakiś czas biegała do kuchni, by dołożyć
czegoś dobrego na stół. Około godziny dwudziestej można było śmiało stwierdzić,
że każdy się najadł (chociaż, trafniejszym określeniem byłoby przejadł). Jedna z bliźniaczek
Tomlinson, Daisy, zwinnie wspięła się na swoje krzesło i zaczęła na cały głos
śpiewać Silent Night. Reszta
zgromadzonych szybko przyłączyła się do dziewczynki. Zgaszono światła. Pokój
oświetlała teraz tylko ogromna, przepiękna choinka, która aż uginała się pod
ciężarem wszystkich bombek, łańcuchów i czego tam jeszcze napchali. Wieczór był
absolutnie magiczny i na pewno na długo pozostał w pamięci bohaterów.
Podczas
wspólnego kolędowania nikt nie zauważył, że przy stołach brakuje trzech osób.
Chłopcy cichaczem wymknęli się na dół, do piwnicy, żeby rozpocząć realizację
swojego super genialnego planu.
- Liam, gdzie położyłeś te ciuchy? – zbulwersował się
Zayn, przekopując całe pomieszczenie.
- Nie tutaj! Tam w tym składziku pod schodami, razem z
prezentami leżą.
- Harry, przynieś mi te moje rzeczy! – odezwał się mulat
półgłosem. Po chwili ręka Hazzy z dosyć sporawym zawiniątkiem pojawiła się w
drzwiach do pokoju. – Dzięki.
Zayn otworzył
reklamówkę i wyjął z niej czerwone getry, zieloną tunikę z brązowym paskiem,
jakąś pedalską czapeczkę z dziwnym dzwoneczkiem i parę śmiesznych, malutkich
skrzydełek. Takie same zawiniątko trzymał w dłoniach Liam.
- Co za idiota to wymyślił? – prychnął Malik,
przykładając getry do nóg. – Przecież to mi się na dupie rozerwie na pół!
- Nie dramatyzuj, tylko wskakuj w geterki, bo mamy mało
czasu – mruknął Styles, wchodząc do pomieszczenia.
Miał na sobie
strój Świętego Mikołaja. Zayn parsknął głośnym śmiechem, widząc, jak Hazza
nieudolnie próbuje przykleić sobie białe wąsy. Po mnóstwie prób, z pomocą Liama
udało mu się. Włożył sobie jeszcze białą brodę na gumeczce, a na łeb czerwoną
czapkę z białym pomponikiem. Ochoczo wziął jeden z worków z prezentami na
plecy. I od razu upuścił z powrotem na podłogę.
- No, Elfiki, będziecie musiały mi pomóc z tymi
prezentami… - westchnął teatralnie. W tym czasie, Zayn wciągnął na nogi te
nieszczęsne getry, a na ramiona stylową tunikę, którą potem przewiązał paskiem.
- A co my, renifery? – odwrócił się przodem do Harry’ego,
patrząc na niego pretensjonalnym wzrokiem.
W tym samym
czasie Mikołaj wybuchł gromkim śmiechem. Śmiał się i śmiał, a Zayn zaczął bać
się, że zaraz zabraknie mu powietrza. W pewnej chwili nawet położył się na
brudnej podłodze, za co natychmiast dostał w czapę od Elfa Liama, kompletnie
ubranego. Jedno spojrzenie na niego wystarczyło, żeby Styles popłakał się ze
śmiechu. Jego przyjaciele wyglądali naprawdę komicznie w przykrótkich,
obcisłych getrach i dziewczęcych bluzkach. Malik z westchnieniem włożył
skrzydełka i czapkę. On i Liam doskonale zdawali sobie sprawę z tego, że wyglądają
jak pajace, ale cóż mogli z tym zrobić? Musieli zrealizować ich plan, który
miał na celu małą zemstę oraz sprawienie radości ich rodzinom.
∞
VANILLA
Liama, Zayna i
Harry’ego nie było już na tyle długo, żeby można było przygotowywać się do ewentualnego
wybuchu bomby chemicznej albo atomowej. Zaczynałam obmyślać plan ewakuacyjny,
kiedy drzwi do piwnicy otworzyły się machinalnie, i stanęły w nich sylwetki
trzech klaunów. Jeden z nich – o ile się nie mylę, ma na imię Harry – przebrał
się najprawdopodobniej za Świętego Mikołaja. Towarzyszyli mu Liam i Zayn, w
śmiesznych rajtuzach i skrzydełkach z księgarni w Oxfordzie. Jakieś święte
trolle, czy coś?
- Patrzcie, cyrkowcy przyjechali! – rozbawiony głos Gemmy
poprzedził grupowy wybuch śmiechu wszystkich zebranych. Z wyjątkiem samych
cyrkowców, rzecz jasna. Ci stali cały czas w tym samym miejscu, przyglądając
się nam z niezadowoleniem.
- Wypraszam sobie. Jestem Świętym Mikołajem! – fuknął
Mikołaj Styles, wchodząc do pokoju. Cały czas odklejały mu się wąsy. Widziałam
tą furię w jego oczach, gdy gwałtownie przyklejał je z powrotem.
- A ta twoja obstawa to kto? – zmarszczyłam brwi.
- Jesteśmy Elfami, nie widać? – oburzył się Elf Liam.
- Mamy sobie przykleić karteczki z napisem „JESTEM
ELFEM”? – Elf Zayn skrzyżował ręce na piersiach.
- Przydałoby się – mruknęłam. Na szczęście, chyba nie
usłyszeli.
- Więc… Jestem Mikołajem i przyszedłem do was razem z
moimi Elfami! Mamy nadzieję, że byliście grzeczni w tym roku, bo mamy – zsunął
z ramienia wielki, niebieski worek na śmiecie i zajrzał do środka – dużo
prezentów.
- Bardzo dużo prezentów – przytaknął Elf Zayn.
Elf Liam pobiegł
po swoje krzesło i postawił je za Mikołajem, aby ten mógł usiąść. Znajdowali
się na środku salonu, niedaleko choinki. Bałam się, żeby tymi swoimi workami
nie rozwalili nam stołów… Elfy stanęły po obu stronach Świętego i pootwierały
wszystkie cztery worki. Elf Liam podał pierwszy pakunek Mikołajowi.
- Co my tu mamy… Pani Trisha Malik! Zapraszamy po odbiór
prezentu!
Mama Zayna ze
śmiechem podeszła do tych pajaców. Obowiązkowo musiała usiąść Mikołajowi na
kolana, zapewnić wszystkich, że była w tym roku wyjątkowo grzeczna, powiedzieć,
że Mikołajowi naprawdę do twarzy w tej brodzie i dopiero wtedy otrzymała swój
prezent. I święty spokój, należy dodać. Potem była Phoebe, mój tata, Ruth, Greg
i Maura. Każdy z osobna musiał powtarzać wszystkie niezbędne czynności.
Mieliśmy przy tym niezły ubaw. Trzeba im przyznać, że fajnie to zaplanowali.
Podczas, gdy Dan
siedział na kolanach Mikołaja i spowiadał się ze swoich dokonań w tym roku,
zabrzmiał krótki dzwonek i po chwili do pokoju wparowali Swiftowie, Gomezowie,
a nawet Sommersowie. Nastąpiła wymiana zwrotów grzecznościowych, nowi goście
złożyli nam życzenia i przynieśli własny opłatek, który położyli na stoły, bo
łamanie się z każdym po kolei trwałoby zdecydowanie zbyt długo. Mikołaj popadł
w dziką euforię z powodu ich przybycia.
- To cudownie, że przyszliście! – trajkotał. – Dla was
też są prezenty! Siadajcie, zaraz wszystko ogarniemy i będzie bosko! Elfy,
ruszcie się szybciej…
- Chyba dużo przegapiliśmy – odezwał się Austin, patrząc
dziwnym wzrokiem na trzech klaunów.
- Bardzo dużo – Taylor wolno pokiwała głową.
Mikołaj i Elfy
ponownie zajęli się prezentami. Gdy przyszła kolej Theo i Mikołaj wziął go na
kolana, biedny tak się go przestraszył, że zaczął płakać. Mina Świętego w tym
momencie była bezcenna. Na szczęście, Denise była na tyle mądra, żeby
udokumentować ten cały cyrk.
- Panna Rebbeca Gomez… O, patrzcie, nawet bilecik jest! Dla uroczej Becky, od Nialla… Ulala!
Romansy nam się tu rozwijają, proszę państwa!
Becky zatrzymała
się w pół kroku. Przeniosła wzrok na Horana, aktualnie czerwonego z
zawstydzenia i zażenowania. Od razu było widać, że to wredny podstęp, ale
brunetka była najwyraźniej zbyt zachwycona, żeby to dostrzec. Uśmiechnęła się
do Nialla i podeszła do trzech pajaców, po odbiór swojego pakunku. Zerknęłam w
stronę Denise, chcąc się upewnić, że to też nagrała, a potem w stronę Mikołaja,
który szczerzył się tryumfalnie.
- Dobra, jedziemy dalej… Prezent dla panny Vanilli
Spencer!
Już podnosiłam
zadek z krzesła, lecz powstrzymał mnie głos Mikołaja.
- O nie, nie… Panienka nie wstaje. Panienka siada na
dupie i panienka siedzi. Prezent ma panience wręczyć panicz Tomlinson.
- Dlaczego ja? – oburzył się Louis.
- Bo trudne sprawy… Nie gadaj, tylko chodź, bo czasu nie
ma…
Chcąc, nie
chcąc, podniósł się ociężale ze swojego miejsca i wolnym krokiem ruszył w
stronę Mikołaja i jego Elfów. Gdy był już na miejscu, wyciągnął rękę po kubek z
wielką, czerwoną wstążką na uchu. Zauważyłam jakiś napis na nim, ale z powodu
zbyt dużej odległości, nie potrafiłam go odczytać. Lou najwidoczniej też go
zauważył, bo chciał go obejrzeć dokładniej, ale Mikołaj szybko zakrył mu go
ręką.
- Nie ma mowy. Panicz nie podgląda, dopóki panicz nie da
go panience Vanilli. Jasne?
Tomlinson
smętnie pokiwał głową i ruszył w moją stronę. A ja po prostu bałam się, co oni
napisali na tym nieszczęsnym kubku… Kiedy Louis usiadł na swoim miejscu, czyli
po mojej prawej (bo na wieczerzy dziwnym trafem siedzieliśmy obok siebie),
odwróciłam się w jego stronę. Wyciągnął ku mnie kubek i zacisnął powieki, wykrzywiając
usta w dziwnym grymasie (ja wcale nie patrzyłam na jego usta!). wzięłam kubek
za ucho i z wahaniem spojrzałam na napis. Od razu przejechałam sobie ręką po
twarzy. Louis, widząc moją reakcję, szybko chwycił kubek.
- Kiss me on the lips? Jasna cholera!
Harry, zabiję cię! – krzyknął z irytacją.
- Mnie? Ja tylko dostarczam prezenty! – odezwał się
urażony Mikołaj. – Poza tym, skoro panicz tak ładnie prosi, to niech panienka
Vanilla spełni jego prośbę…
- To nie jest moja prośba! – fuknął Louis.
- Przecież tego chcesz, Tommo – zaśmiała się Lottie. –
Dawaj, Vanly!
Nagle cały świat
obrócił się przeciwko mnie i Tomlinsonowi. Wszyscy poparli Lottie! WSZYSCY! Co
za niesprawiedliwość… Dopingowana przez całe zgromadzenie, nie miałam wyjścia.
Musiałam to zrobić. O, losie… Nachyliłam
się nad Louisem i delikatnie cmoknęłam go w usta. Natychmiast rozległy się
głośne brawa i gwizdy. Momentalnie opadłam na swoje krzesło, chowając twarz w
dłoniach. Nienawidzę cię, Styles…
∞
NIALL
Spojrzałem na
Zayna, który – już w normalnym ubraniu – zawzięcie esemesował z Perrie. Z jego
dziewczyną. Dziewczyną. Jego… Szczerze mówiąc, trochę mu zazdrościłem. U niego
miłość jest taka łatwa… Nieskomplikowana i w ogóle. A ja… no cóż, kombinowałem
cały czas. Westchnąłem głośno, wstając z miejsca. Narzuciłem kurtkę na plecy,
buty na nogi i wyszedłem na powietrze. Było dosyć zimno, więc rozważyłem
pójście po szalik, ale ostatecznie zrezygnowałem. Stanąłem sobie pod daszkiem i
patrzyłem, jak płatki śniegu tańczą na wietrze, by potem miękko opaść na
ziemię. Dróżka do furtki była oświetlona, w takich ciemnościach dawało to
niesamowity efekt.
- Niall, tu jesteś… Szukałam cię po całym domu.
Cichy głos Becky
zabrzmiał tuż za moimi plecami. Odwróciłem się powoli.
- Wiesz, chciałam ci podziękować za ten prezent…
Bransoletka jest naprawdę prześliczna.
Uśmiechnąłem się
lekko. Chciałem jej powiedzieć, że ja wcale jej tego nie kupiłem, że nawet nie
miałem pojęcia… Ale nie zrobiłem tego. Właściwie cieszyłem się, że Harry o tym
pomyślał. Sam bym się prawdopodobnie nie odważył. Wiem, że to była jego zemsta
za to rano, ale trochę mi pomógł.
- Dziękuję i… wesołych świąt, Niall – powiedziała. Stanęła
na placach i złożyła delikatny pocałunek na moich ustach. A potem kolejny. I
kolejny… Muszę mu podziękować przy
najbliższej okazji…
∞
LOUIS
Chłopaki
naprawdę trafili z prezentem. Dostałem własną gitarę. Myślę, że to jeden z tych
najbardziej udanych. Uśmiechnąłem się, muskając jej struny. Siedziałem sam, w
pustym pokoju i cieszyłem się swoim prezentem, zamiast spędzać czas z rodziną.
Jestem dziwny… Ale było mi bardzo przyjemnie. Jutro też jest dzień, więc jutro
zajmę się członkami mojej rodziny.
Usłyszałem ciche
pukanie do drzwi. Po chwili do pokoju weszła Vanilla. Trzymała coś w dłoniach,
ale nie widziałem co to. Było zbyt ciemno.
- Dlaczego nie jesteś na dole? – spytała, siadając obok
mnie. Wzruszyłem ramionami.
- Tak mi dobrze – uśmiechnąłem się. Zwilżyła wargi
językiem, więc mimowolnie zerknąłem na jej usta. Cholera, przestań…
- Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin, Louis –
wyszeptała, zerkając na mnie. – Nie wiedziałam, co chciałbyś dostać, więc…
zrobiłam to.
Podała mi jakiś
przedmiot. Przejechałem palcami po jego fakturze i zapaliłem lampkę, aby
zobaczyć, co to jest. Zaśmiałem się cicho, oglądając wystruganą z drewna
figurkę marchewki. Była naprawdę ładnie zrobiona, z jakiegoś ciemnego drewna,
polakierowana.
- Przeczytałam w Internecie, że lubiłeś marchewki –
wyjaśniła. – Chciałam dać ci coś, co będzie ci przypominać… o nas, o mnie…
- Dziękuję, jest urocza – kiwnąłem głową i ostrożnie
postawiłem ją na szafce nocnej.
Kątem oka
zerknąłem na Vani. Wzrok utkwiła w swoich dłoniach, które splotła przed sobą.
Niepewnie przysunąłem się bliżej i objąłem ją mocno ramionami. Dziewczyna nie
protestowała. Zacisnęła palce na moim swetrze i oparła głowę o moje ramię.
Trwaliśmy tak bardzo długo. Było mi cholernie dobrze. Styles, jesteś idiotą… ale cię kocham.
∞
HARRY
- Będziemy się już zbierać – rzekła mama Carol, o ile się
nie mylę Savannah. Ona i jej mąż podnieśli się ze swoich miejsc i pożegnali się
ze wszystkimi.
Carol chciała
jeszcze pożegnać się z Vanillą, Taylor i
Becky, więc powiedziała rodzicom, że dołączy do nich za chwilę. Oni wyszli, a
dziewczyna zniknęła w kuchni. W tym czasie ja siedziałem przy stole, zajęty
udawaniem, że słucham tego, co Gemma do mnie mówi. Tak serio, to nie ogarniałem
nawet, czy mówi teraz o Jess, czy o Samie. Miałem cichą nadzieję, że wreszcie
zauważy, iż mnie to w ogóle nie interesuje, i pójdzie pomęczyć kogoś innego, na
przykład Nicole, która nie robiła absolutnie nic! Westchnąłem ciężko. Zauważyłem,
jak Carol wychodzi z kuchni i kieruje się w stronę drzwi. Uśmiechnąłem się
delikatnie na jej widok. Idź za nią,
cioto. Westchnąłem po raz drugi. Czemu nie? Ewentualnie można by sprawić,
że te święta będą jeszcze lepsze…
Grzecznie
przeprosiłem Gems i podniosłem się z miejsca. Ruszyłem w stronę holu, ale nie
zastałem tam Caroline. Najwidoczniej już wyszła… Szybko włożyłem buty, płaszcz
i czapkę i wybiegłem z domu. Padał gęsty śnieg, więc po dwóch minutach byłem cały
przemoczony. Ale nie martwiło mnie to. Miałem w głowie tylko jedną myśl: złapać
Carol. Dojrzałem ją już za furtką. Trzymała czapkę na głowie, żeby wiatr nie
zwiał jej gdzieś na drogę.
- Carol, zaczekaj! – wrzasnąłem na całą okolicę. Ale usłyszała.
Odwróciła się, posyłając mi pytające spojrzenie.
Dobiegłem do
niej, o mało nie wywalając się przy furtce. Pod wpływem nagłego impulsu
złapałem ją za oba policzki i przywarłem ustami do jej miękkich warg. Na początku
była zbyt zaskoczona, żeby jakkolwiek zareagować. Gdy w końcu ogarnęła
sytuację, poczułem, jak odwzajemnia pocałunek. Byłem przeszczęśliwy, właściwie
nie wiem dokładnie dlaczego.
- No… wesołych świąt, Carol – wysapałem, opierając swoje
czoło o jej.
∞
LIAM
- Melduję, że wszystkie gołąbeczki gruchają sobie w samotności
– oświadczyłem, wchodząc do kuchni. Taylor uśmiechnęła się w odpowiedzi.
- Podglądałam Vouisa przez dziurkę od klucza. Są słodcy –
skwitowała, siadając na blacie i poklepała miejsce obok siebie. Przysiadłem się
z chęcią.
- Becky i Niall siedzą na dworze, Harry chyba poszedł z
Carol, Zayn cały czas pisze z Pezz… - wyliczałem. – Wszyscy szczęśliwi i
zakochani. Tylko nie my – zaśmiałem się cicho.
- Cóż, my mamy tylko siebie nawzajem, czy to się nam
podoba czy nie…
- Mnie się podoba. Nawet bardzo – objąłem ją ramieniem,
przyciągając do siebie.
- A wiesz, że mnie też? – zachichotała blondynka,
składając słodki pocałunek na moim policzku.
BOZIU ANKA SIEMA <3 DALEJ NIE ODZYSKAŁAM TWITTERA, WIĘC GDZIEŚ CI TO MUSIAŁAM NAPISAĆ XD ; - ;
OdpowiedzUsuńNo i wreszcie komentuję ci rozdział.... także ten...
CZUJĘ SIĘ JAK W WIGILIĘ CHOCIAŻ JEJ NIE MA, TO TWOJA WINA! ;---;
Pierwsza najlepsza część....... GŁUPIE ELFY! TAK TAK TAK, TO JEST TO! XDD Ziam + przywódca Heri... Good luck, ale bardziej mi do tej głupkowatej bandy pasował Niall, nie wiem czemu XD
ALE HERI ODWALIŁ DOBRĄ ROBOTĘ, NO NIE MA CO!
Nialla tak ustawił, że ŁOHOHOHO!
A CO DO VOUISA TO JUŻ MOJA KOCHANA JEST SDGBFCHGBDFCXGVDF I TYLE!
Ale...........
ZA MAŁO ROMANTYCZNOŚCI POMIĘDZY VOUISEM!
Z A M A Ł O !
Także ten Adzia potrzebuje WIĘCEJ ROMANTYZMU! I nie debilku, nie obchodzi mnie, że to opowiadanie z gatunku komedii czy coś tam ;----;
WENY, WENY WENY, BIAŁEGO ŚNIEGU, DOBRA, NIE WIEM CZEGO CI MAM ŻYCZYĆ XDDD
Adzia pozdrawia i tęskni :((((
http://obsession-fanfiction.blogspot.com/